Ks. Stryczek o uchodźcach i mądrości

ks. Jacek WIOSNA Stryczek, Prezes Zarządu Stowarzyszenia WIOSNA
opublikowano: 2015-09-13 08:10

Wygląda na to, ze w sprawie „ogromu ludzkiego nieszczęścia” jest wszystko, poza mądrością. Sytuacja może przypominać patologię polskich szkół po zarządem nieodpowiedzialnych dyrektorów.

Otóż dyrektorzy przez lata najbardziej bali się skargi do kuratorium. Dlatego, będąc rozlicznymi ze skarg, unikali jak ognia konfliktów z uczniami i rodzicami. W efekcie, gdy ci najbardziej roszczeniowi i agresywnie nastawieni uczniowie i rodzice odkryli „słabe punkty” systemu, zaczęli roznosić szkoły. Pamiętamy kosz na głowie nauczyciela…

Według mnie, tak właśnie podejmowane są decyzję w sprawie fali uchodźców. Ta fala, to konkretni ludzie z masą swoich i nie swoich problemów. Grupują się, bo tak im jest łatwiej pokonywać kolejne bariery. A po drugiej strony politycy, tak jak dyrektor kuratorium, żyjący w obawie przed wyborcami i opinią publiczną. Zobaczymy: jak do tej pory, poza dywagacjami, czy przyjmiemy uchodźców  i ilu, nic modrego się nie dzieje. Czy to ja jestem nie normalny, że mam w głowie masę pytań:

•         przyjmiemy wyznaczone „kwoty”, a co z resztą”?

•         jak ich już przyjmiemy, to co będą u nas robić?

•         Czy to preludium uchodźctwa i co się stanie, gdy kolejni udręczeni ludzie zamienią się w masy i popłyną do Europy?

Z takimi obawami podzielił się choćby jeden z syryjskokatlickich duchownych: co się stanie, jak inni zobaczą, co mogą dostać w Europie…

Dla mnie kwestia tego, czy przyjąć uchodźców jest absurdalna. Oni już są. 12 tys. osób w naszym kraju to mikro zmiany. Nie ma o czym dyskutować. Nie czuję się kompetentny by pisać o geopolityce, ale mam wrażenie, że każda europejska decyzja wpływano na nią. Uważam, ze należy podejmować decyzję strategiczne, z myślą nie tylko o tych, którzy już są w Europie. Jeśli jesteśmy tak humanitarni, powinniśmy szukać godnych i ludzkich rozwiązań również dla tych, którzy mieszkają TAM. Wiem, ze populizm nakazuje politykom zajmować się swoimi. Ale do czego to prowadzi? Widać głupotę wielu lat i wielu rządów. 

Tak się składa, ze w sierpniu spędziłem sporo czasu z uchodźcami. To byli Polacy, którzy teraz mieszkają w Kanadzie. Ich los mam w swoim sercu. To jest trochę inna perspektywa. Nie sprowadza się jedynie do tego, czy przyjmiemy, ale jak to będzie później. I ja też myślę już o tym, jak to będzie. Dla mnie INNI nie są nigdy zagrożeniem, ale zawsze szansą.

Tak od pewnego czasu do emigrantów podchodzą USA i Kanada. Wcześniej, po przyjeździe do ich kraju, robili wszystko, aby Obcy jak najszybciej zapomnieli, skąd przejechali i wręcz „rozpuścili się” w lokalnej społeczności. Teraz promują się postawę podtrzymywania relacji kulturowych z krajem pochodzenia. W szkołach modne są święta różnorodności, gdzie każdy pokazuje atutu kraju swoich narodowych korzeni.

Pewnie zasada jest prosta: jesteśmy globalni, fajnie jak Amerykanin mówi też po polsku i zna ludzi w Polsce. Może dzięki temu łatwiej będzie mu nakręcić globalny biznes. Znam Kanadyjską rodzinę, w której matka mówi do dziecka po polsku, ojciec po wietnamsku, w żłobku mówią do niego po francusku. I wiadomo, ze i tak jego najsilniejszym językiem będzie angielski.

Żeby jednak tak się stało i u nas, potrzebujemy myśleć z wyprzedzeniem, planować. Tym, co mnie najbardziej pasjonuje w perspektywie pojawienia się u nas INNYCH, to wsparcie ich w znalezieniu pracy. To jednak jest podstawa egzystencji. Przecież za coś trzeba życie. A stabilne życie sprzyja porządkowaniu pełnego urazów i zranień wnętrza.