Uroczystość zaprzysiężenia Donalda Johna Trumpa jako 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki (w nowej kadencji po czteroletniej przerwie liczony jest odrębnie, poprzednio był 45.) rozpisana została na cały poniedziałek, 20 stycznia. Kulminacja nastąpi tuż przed południem czasu waszyngtońskiego, czyli ok. godziny 17:50 naszego, gdy pod kopułą Kapitolu – ze względu na mróz nie na jego stopniach, ostatni raz taki pogodowy unik zdarzył się w 1985 r. – prezydent złoży na Biblię przysięgę, którą odbierze John Glover Roberts, prezes Sądu Najwyższego (dla niego będzie to ceremonia już piąta, jako pierwszego prezydenta w 2009 r. zaprzysięgał Baracka Obamę). Notabene James David Vance złoży przysięgę jako 50. wiceprezydent USA kilkanaście minut przed szefem, tak przewiduje stała procedura.
Bezpośrednio po inauguracyjnym przemówieniu Donald Trump publicznie podpisze pierwsze dokumenty, przede wszystkim najpilniejsze nominacje personalne, zapewne też jakieś memoranda oraz zapowiadane dekrety. Najszybciej dokument otrzyma do ręki przypuszczalnie Susan Wiles, szefowa personelu Białego Domu, od lat wierna prawa ręka Donalda Trumpa. To jedna z wielu nominacji należących do wyłącznych kompetencji prezydenta.
Z punktu widzenia polskiego i generalnie światowego naprawdę ważne będą oczywiście nominacje ministerialne, zwłaszcza niektóre. Wszyscy sekretarze kierujący departamentami, czyli po naszemu ministrowie, obejmują stanowiska dopiero po zatwierdzeniu przez Senat. Trwają już przesłuchania prezydenckich nominatów przed senackimi komisjami, uwzględniając przewagę Partii Republikańskiej w izbie można obstawiać, że nikt nie odpadnie i wszyscy wprowadzą się wkrótce do waszyngtońskich gmachów ministerialnych.
Ścisły rząd federalny USA wcale nie jest nadmiernie rozbudowany. To prezydentopremier, jedyny wice, sekretarze zaledwie 15 departamentów oraz bardzo nieliczni ministrowie bez teki. Ogromna jest natomiast liczba najrozmaitszych agencji i innych urzędów federalnych. Departamenty tworzone są ustawowo i bardzo rzadko, najstarsze – stanu, skarbu i wojny – powstały w 1789 r. na mocy świeżej konstytucji, natomiast najnowszy – bezpieczeństwa – w 2002 r. po zamachach na World Trade Center i Pentagon.
Konstytucyjnym zadaniem wiceprezydenta jest trwanie w gotowości do zastąpienia prezydenta. Sprawuje funkcję marszałka Senatu, przy czym nie głosuje – chyba że wynik jest remisowy. Wiceprezydent pozycję musi sobie wywalczyć w ramach, na które pozwoli mu szef. Donald Trump poprzednio trzymał Michaela Pence’a raczej krótko. Upłynęło jednak trochę czasu, prezydent niedługo skończy 79 lat, zatem ambitny 41-letni James Vance podejmie grę o sukcesję. Ideowo stoi na prawo nie tylko od prezydenta, lecz od ściany.
Szef resortu spraw zagranicznych jest spośród nowych ministrów najbardziej znanym poza USA. Był senatorem i kandydatem na wiceprezydenta, Donald Trump wybrał kogo innego, ale o ambitnym Marco Rubio nie zapomniał. Sekretarz stanu jest silnym zwolennikiem Izraela, postuluje szybkie zakończenie wojny w Ukrainie, ale także uważa za oczywistość trwanie USA w NATO.
Marco Rubio to syn kubańskich imigrantów, prowadzi się wzorcowo po katolicku, co w konserwatywnej ekipieDonalda Trumpa nie jest normą.
Doświadczony inwestor i menedżer funduszu hedgingowego był sprawnym zbieraczem pieniędzy, darczyńcą i doradcą ekonomicznym Donalda Trumpa podczas kampanii, co prezydent wynagrodził powierzeniem mu pieczy nad skarbem. Scott Bessent jest zwolennikiem ochronnych ceł, obniżania podatków oraz zaostrzenia kursu gospodarczego wobec Chin i Rosji. Jego nominacja ma w USA znaczenie także w innej sferze – to najwyższy w dziejach państwa funkcjonariusz otwarcie homoseksualny, razem z mężem wychowują dwójkę dzieci.
Najbardziej zdumiewająca decyzja personalna Donalda Trumpa, zwłaszcza jeśli uwzględni się strategiczne znaczenie tego resortu. Pete Hegseth służył w Iraku i Afganistanie, został nawet odznaczony, był majorem Gwardii Narodowej – czyli formacji porządkowej, a nie wojskowej – zaś publicznie znany był tylko jako prawicowy prezenter Fox News. Przesłuchania kandydata w Senacie na razie nie dały wiedzy o jego poglądach i koncepcjach militarnych, koncentrowały się raczej na ciemnych sprawkach z jego przeszłości.
Kolejny, obok sekretarza skarbu, sponsor kampanii wyborczej Donalda Trumpa nagrodzony posadą ministerialną. Miliarder Howard Lutnick ma zadanie wprowadzenia obiecywanych podczas kampanii zaporowych ceł, wobec towarów importowanych zarówno z Europy, jak też z Chin. W obszarze eksportu będzie kontrolował część sankcji oraz sprzedaży wrażliwych technologii. Jak kilku innych członków nowego gabinetu jest czymś obciążony – współudziałem w nielegalnych operacjach dokonywanych przy pomocy kryptowaluty Tether.
Nominacja szefa naftowej firmy Liberty Energy na federalnego ministra oznacza radykalny odwrót USA od zielonej energetyki i renesans paliw kopalnych. Sekretarz będzie realizował plan Donalda Trumpa zmaksymalizowania produkcji ropy naftowej i gazu oraz zwiększenia opartej na tych źródłach produkcji energii elektrycznej. Chris Wright nie wierzy w globalne ocieplenie, nazywa aktywistów działających dla poprawy klimatu alarmistami i porównuje działania Partii Demokratycznej w tej sferze do radzieckiego komunizmu.
Najbogatszy człowiek świata był najważniejszym sponsorem Donalda Trumpa, uderzenie jego platformy X podczas kampanii przesądziło o prezydenturze. W zamian zażądał pozycji głównego zausznika, czyli współdecydenta. Mowa jest o stworzeniu tzw. Departamentu Wydajności Państwa, raczej przy, a nie w rządzie, który w mrzonkach Elona Muska miałby przynieść budżetowi dwa biliony dolarów oszczędności. Miałby mu w tym dziele towarzyszyć inny potentat Vivek Ramaswamy, były kontrkandydat Donalda Trumpa w prawyborach.
