Powell zdecydowanie mnie zaskoczył. I nie tylko mnie, co widać było dzień przed jego pojawieniem się, kiedy to indeksy na Wall Street zyskały po około półtora procent. Kupujący (i ja) oczekiwali, racjonalnie jak się wtedy wydawało, że Powell nie jest w stanie niczym „jastrzębim” zaskoczyć, czym otworzy drogę do dobrego zakończenia drugiego, letniego miesiąca.
Błąd. Zaskoczył. I to nie tylko tym, że mówił niezwykle krótko – 7-8 minut, co na tak poważnym wydarzeniu jakim jest sympozjum Fed w Jackson Hole było naprawdę zaskakujące. Nawiasem mówiąc zalecałbym prezesowi Adamowi Glapińskiego, żeby też mówił tak krótko.
Mam wrażenie, że po pierwsze Powell mówił krótko, żeby nie powiedzieć niczego, co dawałoby znowu podstawę do mówienia o „gołębim” Fed. Przypominam, że w lipcu tak właśnie jego wystąpienie rynek ocenił, a co ja oprotestowałem twierdząc, że ja tej „gołębiości” nie widzę. I rzeczywiście jej nie było. Po drugie zaś chciał w sposób bardzo skoncentrowany podważyć błędne przekonania rynków po konferencji lipcowej.
Rynek przez pewien czas nie wiedział jak interpretować słowa Powella. Indeksy spadły, szybko wróciły w okolice poziomu neutralnego i dopiero potem, kiedy przestudiowano dokładnie jego wystąpienie (tutaj jego tekst: https://www.federalreserve.gov/newsevents/speech/powell20220826a.htm) i gadające głowy zaczęły się podniecać jego „jastrzębim” przesłaniem rozpoczęła się przecena, która obniżyła NASDAQ o blisko cztery procent, a S&P 500 o ponad trzy procent. Podobnie zachowywał się dolar: jednoprocentowy wzrost kursu EUR/USD, a potem spadek poniżej poziomu neutralnego.
Czy rzeczywiście Powell pokazał się jako „super jastrząb”? Robił wszystko, żeby to tak wyglądało. Przede wszystkim zgrabnym łukiem ominął bardzo złe dane z sektora usług (ponad 90% amerykańskiego PKB). Indeks NY Empire State (tam najbardziej ważą usługi, a w Filadelfii produkcja) w sierpniu gwałtownie spadł (do -31,3 z 11,1, oczekiwano 5,5 pkt.), a wstępny odczyt indeksu PMI też dla sierpnia dla usług zanurkował do poziomu 44,1 z 47,3 pkt. (odczyt poniżej 50 pkt. oznacza cofanie się sektora).
Poza tym, co kilka zdań mówił coś, co podkreślało bardzo ostre stanowisko. Co prawda nie powiedział, że będzie postępował jak Paul Volcker (wtedy szef Fed), który stłumił inflację na przełomie lat ‘70/’80. Wynosiła wtedy w szczycie 14%, a stopy wzrosły do 20%. Nie powiedział tego, ale wystarczyło, że dwa razy wymienił nazwisko Volckera (w pozytywnym dla niego kontekście), żeby blady strach padł na rynki.
Zacytuję tutaj kilka zdań, które z pewnością rynki straszyły. Powiedział, że „zmniejszenie inflacji będzie prawdopodobnie wymagało utrzymywania przez pewien czas wzrostu poniżej potencjalnego trendu”, co sprowadzi „nieco bólu dla gospodarstw domowych i biznesu”. Mówił też o silnej gospodarce i silnym rynku pracy, na którym popyt na pracowników zdecydowanie przewyższa podaż i że Fed czeka na pogorszenie sytuacji w tym sektorze.
Mówiąc o projekcjach ekonomicznych Fed (SEP - Summary of Economic Projection's) stwierdził, że nadal są one aktualne i że zgodnie z nimi (projekcjami z czerwca) w 2023 roku stopy mogą zbliżyć się w okolice 4% (w projekcjach mówiono o 3,8%). To wybiło z głowy niektórym analitykom oczekiwanie na zwrot Fed już na początku 2023 roku. Wspomniał, że we wrześniu SEP będą uaktualnione o kolejne dane makro, co każe pilnie obserwować na przykład raport z rynku pracy publikowany 2. września. Im dane będą gorsze tym lepiej dla obozu byków.
I w końcu omówił trzy lekcje z historii, czego już dokładnie nie będę cytował. Wspomnę tylko, że za najważniejsze uważa stłumienie mocno obecnie zakorzenionych oczekiwań inflacyjnych, Cytując Paula Volckera przypomniał, że „inflacja częściowo żywi się sama sobą”, więc najważniejsze jest właśnie wygaszenie oczekiwań inflacyjnych. W trzeciej lekcji padło to, co też musiało wystraszyć: „musimy tak długo kontynuować [w domyśle podwyżki stóp] aż dojdźmy do sytuacji, kiedy stwierdzimy, że wykonaliśmy zadanie [w domyśle: doprowadzenie inflacji do 2%]”.
Powell chciał powiedzieć coś, co nie zostawi marginesu na dywagacje na temat intencji FOMC i to mu się udało. Wydźwięk jest taki: możemy obserwować znaczne spowolnienie gospodarcze, ale walka z inflacją jest ważniejsza. To oczywiście jest olbrzymi minus dla rynku akcji i dlatego zobaczyliśmy tak dużą przecenę.
Czy z tego wynika, że z tytułu wpisu powinienem usunąć znak zapytania? Niekoniecznie. Teoretycznie rzeczywiście wchodzimy do piekła „byków” (i nieba „niedźwiedzi”), ale zbyt długo obserwuję Wall Street (29 lat), żeby nie mieć wątpliwości. Przez dwa dni inwestorzy mogą przeanalizować wypowiedź Powella i dojść do wniosku, że tak naprawdę w sposób co prawda bardziej wyraźny, ale w zasadzie powtórzył on to, co mówił po posiedzeniu czerwcowym i lipcowym. A skoro tak to wiele się może jeszcze zdarzyć przez posiedzeniem 21. września.
Nie wiem, czy inwestorzy wybiorą dalszą przecenę czy raczej (bardziej rozsądne) czekanie na kolejne dane makro (szczególnie te z rynku pracy w piątek 2.09), które to dane mogą zmienić prezentowane we wrześniu SEP Komitetu Otwartego Rynku. Ja wybrałbym czekanie i wprowadzenie rynku w trend boczny. Mówię ciągle o Wall Street, bo w Europie cena gazu (kontrakty TTF już na poziomie 340 euro/MWh) jest ponad 10 razy większa niż w USA, cena energii elektrycznej jest 10 razy wyższa niż rok temu, a to grozi naprawdę recesją i rynkiem niedźwiedzia dla akcji.
KOMENTARZE (133)
Jest nowy wpis. Zapraszam
Gdy mówimy o Rosji to mówimy o jej strefach wpływu, a nie o interesach rosyjskich.
Ruscy naszym zdaniem , nie mają prawa do obrony swoich interesów, gdy uznają, że są zagrożone.
Jeśli mimo to reagują na nieprzyjazne poczynania sąsiada, to ich reakcja jest uznawana za przejaw imperializmu rosyjskiego.
Amerykanie nie mają swoich stref wpływu . Natomiast mogą interweniować wszędzie tam gdzie uznają, że są zagrożone interesy amerykańskie. Gdy interesy Ameryki sa zagrożone na Morzu Południowochińskim, to Amerykanie wysyłają na drugi koniec świata swoją flotę. Gdy amerykanie wspierają Ukrainę, która nie graniczy Ameryka, to robią to bezinteresownie, niosąc bezinteresowną pomoc napadniętemu krajowi, który stał sie ofiarą imperializmu Rosyjskiego.
A wiec okazuje sie, że Ruscy nie maja żadnych interesów, które by uprawniały ich do reagowania na to co sie dzieje pod ich granicą. Nic im do tego co robi sąsiad, bo wolnoć Tomku w swoim domku!
@ABC
No cóż . "My house is my castle" .
Tzw. obozy filtracyjne zostały wymyślone przez rosjan podczas II wojny Czeczeńskiej . Zagarniano do nich ludność z danego obszaru i poddawano badaniom za pomocą tortur w celu wydobycia informacji pozwalających zidentyfikować ukrywających się bojowników . Działania prowadzono metodycznie "filtrując" tak prawie całą ludność . Metoda okazła się skuteczna i pozwoliła rosjanom wyeliminować partyzantów których nie mogli pokonać w bezpośredniej walce . Dla tego próbują tego samego w Ukrainie . Do dziś w inetrnecie można znależć filmy pokazujące ofiary tamtych "badań" . .
Nie wymyślili", ale skopiowali brytyjską strategię obozów z Wojen burskich
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojny_burskie
Tylko co z tego? Czy to ma oznaczać, że Brytyjczycy są "źli", a Rosjanie "dobrzy", bo tylko nas kopiują??
Chłopaki, dzisiaj w "Dobrych notowaniach" jakiś obcy Chłop się mądrzył....