Lech Kaczyński: oczekuję merytorycznej debaty z Tuskiem

Polska Agencja Prasowa SA
opublikowano: 2005-09-20 14:07

Kandydat PiS na prezydenta Lech Kaczyński oczekuje, że zaplanowana na piątek telewizyjna debata z liderem PO Donaldem Tuskiem  będzie spokojna i merytoryczna, "ale oczywiście z elementami polemiki". Kaczyński deklaruje, że jest też gotowy do debaty z liderem SdPl Markiem Borowskim.

Kandydat PiS na prezydenta Lech Kaczyński oczekuje, że zaplanowana na piątek telewizyjna debata z liderem PO Donaldem Tuskiem  będzie spokojna i merytoryczna, "ale oczywiście z elementami polemiki". Kaczyński deklaruje, że jest też gotowy do debaty z liderem SdPl Markiem Borowskim.

    Na wtorkowej konferencji prasowej w Warszawie Lech Kaczyński zapowiedział, że prześle Tuskowi program PiS i swoją deklarację zadań prezydenckich. "Przesyłam ten program dlatego, że jestem najgłębiej przekonany, że dyskusja powinna być najgłębiej merytoryczna" - podkreślił.

    Jak zaznaczył, chciałby być również dobrze przygotowany do debaty. Dodał, że zna główne założenia programu Platformy Obywatelskiej. Ale, jak powiedział, chciałby mieć pełny program Platformy, a nie znalazł na stronie internetowej PO wyczerpujących informacji. "Mam nadzieję, że ów program zostanie mi przesłany" - podkreślił Lech Kaczyński.

    Podziękował też Tuskowi, że zgodził się na tę debatę.

    Lech Kaczyński zapewnił, że nie odmawia debaty z innym kandydatem na prezydenta, liderem SdPl Markiem Borowskim. Zaznaczył jednak, że przed dniem wyborów parlamentarnych nie znajdzie pewnie na to czasu.

    "Ze względu na bardzo istotne spotkanie z Donaldem Tuskiem nie znajdę czasu jeszcze przed niedzielą" - powiedział. Jak podkreślił jednak, nie chce sprawiać wrażenia, że mówi  politykowi SdPl - "nie". Jego zdaniem, odmowa ze strony tego, kto dzisiaj jest silniejszy w notowaniach przedwyborczych, byłaby niestosowna.

    Lech Kaczyński zapowiedział, że jeżeli uda się ustalić termin debaty z Borowskim po najbliższej niedzieli, to chętnie będzie z nim polemizował. "Tutaj, między mną a Markiem Borowskim, istnieją jednak znacznie głębsze różnice niż między mną a Donaldem Tuskiem" - powiedział Kaczyński. Dodał, że różnice między nim i lideremSdPl dotyczą przede wszystkim "widzenia przeszłości i kwestii ideologicznych".

    Lech Kaczyński odniósł się też do artykułu wtorkowej "Gazety Wyborczej", która napisała, że cztery lata temu kazał on prokuratorom zamienić areszt na kaucję wobec mieszkańca Sopotu, który pobił złodziei swojego samochodu. Nikt z podwładnych nie ostrzegł ministra, że to nie była obrona konieczna, tylko bandycka rozprawa.

    Lech Kaczyński przyznał na konferencji, że "istotnie prowadził tego typu politykę, iż sprawców przekroczenia granic obrony koniecznej starał się traktować łagodniej". Jednak jak podkreślił, "absolutnie nie wiedział, że tam doszło do aktu bestialstwa ze strony owego człowieka". "Oczywiście popełniono błąd, tyle, że nie ja ten błąd popełniłem" - powiedział.

    "Prokuratorzy z Sopotu - jak się domyślam, bo nie pamiętam szczegółów - nie udzielili mi, i to oświadczam z całą pewnością, szczegółowych informacji w tej sprawie" - podkreślił Kaczyński. "Gdybym znał te okoliczności, o których pisze +Gazeta Wyborcza+, jeżeli one odpowiadają rzeczywistości, to w ogóle nie byłoby mowy, żeby ów człowiek mógł być zwolniony z aresztu" - zaznaczył.

    "GW" przyznała, że o sprawie została poinformowana. Po tym,   jak poniedziałkowe "Życie Warszawy" napisało, że Donald Tusk poręczał za oskarżonych w aferze gospodarczej, redakcja "GW" dostała informację: "Sprawdźcie, jak Lech Kaczyński kazał wypuścić na wolność bandytę".

    Kaczyński oświadczył, że PiS nie inspirował artykułu w "Życiu Warszawy". Pytany, czy jego zdaniem, wtorkowy artykuł w "GW" mógł być inspirowany przez PO, odparł: "Nie chcę żadnych ostrych spięć, nie inspirowaliśmy tego artykułu w +Życiu Warszawy+".

    "Jeżeli w +GW+ artykuł zaczyna się od tego: +Poinformowano nas+, to w tej sytuacji oczywiście należy zapytać: kto poinformował? I to wszystko" - powiedział Kaczyński. Według niego, należy o te kwestie zapytać osoby, które pisały artykuły w "GW" i "Życiu Warszawy".