LEKTURY
Cywilizacja Internetu
Internet jest jedynym z istniejących mediów mogącym integrować wszystkie dotychczas wykorzystywane środki przekazu. Rozpoczynająca się wojna sieci z telewizją nie polega tylko na przejmowaniu przez firmy teleinformatyczne sieci telewizji kablowych czy też kupowaniu przez stacje telewizyjne internetowych portali. Klienci America Online, największego dostarczyciela Internetu w USA, spędzają przed telewizorem średnio o 15 proc. czasu mniej niż ich niecybernetyczni odpowiednicy. Oznacza to zabranie z jednego rynku i przeniesienie na drugi prawie 30 godzin miesięcznie z czasu kilkunastu milionów osób.
Obecnie już 17 proc. użytkowników komputerów w Europie uważa, że w przyszłości powstaną biura, w których nie będzie się używać papieru. Niewiele mniejsza jest grupa osób przewidujących, że po to by pracować nie będą musiały przychodzić w miejsce zatrudnienia. Internetowe szkoły, biblioteki i uczelnie także powoli stają się rzeczywistością. Cybernetyczne biura maklerskie zyskują coraz większą popularność inwestorów. W pół sekundy przeszukiwany jest zasób informacji odpowiadający objętością stercie maszynopisów o wysokości stu tysięcy metrów.
„Wprost“
Kontrowersyjne przetargi i koncesje
Kolejna awantura przetargowo-koncesyjna. Tym razem El-Net, firma zależna od Elektrimu, zwycięzca przetargu na operatora tzw. telekomunikacji warszawskiej, czekała na wydanie koncesji aż pół roku.
Awantura ta po raz kolejny pokazuje, jak bardzo nieprzejrzyste są w Polsce reguły gry przetargowo-koncesyjnej. Niesprawny jest zawiadujący nią aparat administracyjny; dobierany z klucza politycznego, a nie merytorycznego. Gdy dodatkowo w grę wchodzą duże pieniądze — a w tym przypadku gigantyczne — aparat zostaje sparaliżowany strachem. I nie podejmuje żadnej decyzji.
Podobnie było w przetargach na komputeryzację administracji państwowej, podatków, ceł, ubezpieczeń, służby zdrowia czy policji, na szybką kolej (Pendolino), na uzbrojenie Huzara. W tych przypadkach mogła ingerować Najwyższa Izba Kontroli i Urząd Zamówień Publicznych (w grę bowiem wchodziły wydatki z kasy państwa). Inaczej jest w przetargach dotyczących telekomunikacji (a także telewizyjnych i radiowych) — zainteresowane firmy kupują od państwa dostęp do rynku. Ale ani NIK, ani UZP się nimi nie interesują, bo nie są wydawane publiczne pieniądze, chociaż dostęp do rynku, pasma i częstotliwości są przecież dobrem publicznym i państwu nie może być wszystko jedno, na jakich zasadach i w czyje ręce dobra te trafiają.
„Polityka“