List do P

Marcin GoralewskiMarcin Goralewski
opublikowano: 2015-11-05 16:16

500 zł na dziecko. Tak, ale nie tak

Szanowna Pani Prezes,

Beata Szydło
Beata Szydło
Krystian Maj/FORUM

Zacznę, choć mocno po czasie, od gratulacji. Zdobycie samodzielnej większości parlamentarnej w wyniku demokratycznych wyborów to osiągnięcie nie byle jakie - niezależnie od poglądów, politycznych upodobań i przekonań. Cieszę się też, że opadły już przedwyborcze emocje, skończyła się populistyczna kampania i możemy na razie nie myśleć o kolejnych. Czekają nas cztery lata względnego spokoju, przynajmniej patrząc na wyborczy kalendarz.

Moment na korespondencję nie jest szczególnie dobry, bo buduje Pani, sama lub nie – nie interesuje mnie to - właśnie rząd. Nie kupuję przecieków świadczących o wewnętrznych targach, krótkiej ławce czy braku przygotowania do rządzenia. Ot, zwykła powyborcza układanka. Pozwoliłem sobie jednak napisać do Pani list właśnie teraz. Przede wszystkim sprowokował mnie Pani kolega – poseł Cymański. Publicznie opowiada bajki, że 500 zł na każde dziecko sprawi, że w Polsce zacznie się rodzić więcej dzieci. O matko! Nie podoba mi się ta koncepcja, niechże dzieci rodzi się więcej, ale nie po 500 zł za sztukę! Ale za nim o tym, kilka słów wstępu. Ponownie obejrzałem przedwyborczy spot, ten słynny, z głodującymi dziećmi. Doskonała kampanijna robota, montaż, cytaty, dźwięk. Pamiętając o prawach kampanii wyborczej, przekaz zrozumiałem tak: w Polsce głodują dzieci, rodzice nie mają pieniędzy, rząd da im po 500 zł, będzie lżej. Nie podoba mi się ta koncepcja, powyborczo mi się nie podoba.

Nie będę polemizował z faktami – w Polsce żyją dzieci na granicy ubóstwa. Trzeba im pomóc. Jak rozumiem, ideą tej propozycji jest także zachęcenie rodzin do posiadania potomstwa. Szczytne i ze wszech miar słuszne, ale rodzi się pytanie: czy po stwierdzeniu choroby lekarz zastosował właściwe leczenie.

Jakie są wady takiego rozwiązania?

Pierwsza – oczywista, choć nie najważniejsza: żeby dać, państwo będzie musiało sięgnąć do budżetu. W budżecie są pieniądze z podatków. Pani kolega, poseł Błaszczak, powiedział niedawno, że „do administracji samorządowej pójdą pieniądze, żeby przygotować system”. System umożliwiający wypłatę pieniędzy. Czyli pomoc dla jednego dziecka będzie kosztowała 500 zł plus X na urzędnicze koszty. Dostrzegam tu niegospodarność.

Druga – bardzo niebezpieczna. Dając rodzicom gotówkę w takiej formie, może Pani doprowadzić do sytuacji, w której ktoś uzna, że dziecko mu się po prostu opłaca. Już dzisiaj nie brakuje takich komentarzy. Co się stanie, jeśli pomoc z jakichś zewnętrznych powodów trzeba będzie wstrzymać? Co się stanie, jeśli rodzice okażą się nieodpowiedzialni i pieniądze wrócą do budżetu w formie np. akcyzy? Zawsze jest takie ryzyko, ale przy rozwiązaniu „500 zł dla każdego” jest największe. Proszę o odpowiedzialność.

Trzecia – społeczna. Chce Pani pomóc wszystkim rodzicom. Tu mam problem. Bo z jednej strony – dlaczego rodziców traktować różnie, ale z drugiej – nie da się zaprzeczyć, że są rodziny, którym pomóc należy szybciej i bardziej. Rozwarstwienie społeczne, dziedziczenie biedy to nie są wymysły lewicujących publicystów. Po równo nie znaczy sprawiedliwie, szczególnie w tym wypadku.

Czwarta – podstawowa. Gdyby przez chwilę się zastanowić, to z wyborczego przekazu „500 zł na każde dziecko” niewiele już zostało. Bo nie 500 dla każdego, tylko dla drugiego i nie dla każdego, bo w ustawie zapisała Pani sprytną furtkę, że pieniądze będzie się odbierać rodzicom, którzy niewłaściwie je wydają. Czy nie daje Pani za dużo władzy urzędnikom? Jaką pomoc zaproponuje Pani tym „wykluczonym” przez urzędników? Żadną? Więc jak rozwiąże Pani problem, który stoi za pomysłem 500 zł? Nie rozwiąże. Więc o co chodzi?

Bardzo nie spodobała mi się także wypowiedź posła Kowalczyka. Bardzo smutna. Otóż poseł stwierdził, że koszty programu będą niższe, bo… „dodatek będzie na wniosek rodziców, a pewnie nie wszyscy się po niego zgłoszą”. Wie Pani, którzy rodzice się nie zgłoszą? Pewnie ci mniej zorientowani, ci, którzy pomocy państwa potrzebują najbardziej. Piękna erozja szczytnej idei.

Co więc zrobić?

Jeśli przyjęliśmy, że pomóc trzeba, to pierwszym rozwiązaniem, które przychodzi mi do głowy, jest znaczące podniesienie ulg podatkowych (i dopłata – jak proponował były premier - osobom, które zarabiają zbyt mało, aby je wykorzystać). Przy odpowiedniej konstrukcji systemu pomocy społecznej da się w ten sposób zarówno ograniczyć koszty programu, docenić pracujących, jak też pomóc tym, którzy najbardziej tego potrzebują – wykorzystanym przez Panią w kampanii głodującym dzieciom.

Wiem, że prosty przekaz – rząd PiS daje wam 500 zł na dziecko – jest doskonały. Krótki, zrozumiały, efektowny. Ale przecież nie chce chyba Pani powiedzieć, że taka forma pomocy, pomijając fakt, że to przekaz niezgodny z prawdą, to koniec. Proszę przedstawić, najlepiej w expose, program, dzięki któremu przestaniemy okupować ostatnie miejsca w rankingach dzietności. Czego potrzebuje małżeństwo, żeby myśleć o dziecku? Mieszkania (może warto kontynuować program mieszkań na wynajem), pracy, opieki zdrowotnej, przedszkoli i wielu, wielu innych rzeczy, o których – po licznych spotkaniach z wyborcami – na pewno Pani wie.

Proszę wybaczyć nieco pouczający ton tego listu (naiwnego – swoją drogą), ale będę tak robił nadal. Będę pisał do Pani listy jak obywatel do premiera. Listy retoryczne. A 500 zł niech zostanie teoretyczne i ustąpi miejsca przemyślanym rozwiązaniom systemowym.