Łódzkie doznania

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2010-09-24 00:00

Łódź podchodziliśmy kilka razy w poszukiwaniu odkryć kulinarnych. Były nieliczne sukcesy i… masowe wpadki. Tego, że na Piłsudskiego (bardzo dłuuuga ulica) jest smakowa oaza, dowiedzieliśmy się niedawno. Natychmiast tam pomknęliśmy. Oczywiście, pociągiem.

Zanim zaczęliśmy zachęcać go do wina, spróbowaliśmy cwaniaczka na osobności. Wszystko wskazywało na to, że podstawą jego smakowitości były zajęcze skoki (myśliwi wiedzą, o co chodzi). I bynajmniej nie były suche (lekko podfaszerowane słoninką). W powiewach szalotki i otulone borówkowym szalem. Samo w sobie kulinarne zjawisko. Początkowo (przekornie) próbowaliśmy zaprzyjaźnić zająca z Sauvignon Blanc (wcześniejszym przyjacielem sandacza). Ale zając od razu gniewnie pogonił go w kartofliska. Nagle robił słupka — zaszumiało, że pojawi się winny delegat z włoskiego Montalcino. Gdy zaś polano Rosso, 2005, Mastrojanni (150 zł), nawet patrolujące teren złowrogie lisy nie były w stanie odstraszyć zająca od przytulenia się do czerwonego Włocha. Niebywałe smakowe połączenie. Na pewno Rosso uwiódł zająca dojrzałością swoich leśnych aromatów.

None
None

Na danie główne zaanonsowano pstrąga pieczonego w liściach bananowca. Zawiedziona tym wyborem pieczona gęś nieprzyjemnie syczała z karty, że też jest dobra. My jednak po dziczyźnie zdecydowaliśmy się na coś rybnego. Na pstrąga w Łodzi czekaliśmy pełni napięcia i z dużym (pozytywnym) zainteresowaniem. W końcu przypłynął (nawet bez wioseł!) dumnie podany na stół. Świeży (nie odmrażany), do tego polski. Mieliśmy nieodparte wrażenie, że zanim go podpieczono, musiał się wtulać w bananowca dobrych parę dni. Otoczony barwnym wianuszkiem warzyw: pietruszką, selerem, także marchewką. Wyraźnie delikatnie podlanych wcześniej nutką smażonego masła. Szybko wlaliśmy pstrągowi między ząbki Sauvignon Blanc. Nieprzyjemnie prychnął. Wyraźnie biały młodzieniec w kieliszku zaczął go dominować.

A tego pstrągi, zwłaszcza młode, zdecydowanie nie lubią. Głośno zażądał alternatywy.

Podano więc Rawson’s

Retreat Riesling, 2007, Penfolds, Płd. Australia

(80 zł). I było wspaniale.

Na Piłsudskiego przyszła teraz pora na deser.

Podano czekoladowy suflet. Chociaż przybył w klasycznym wydaniu i pysznie napuszony, wyraźnie dyszał żądzą kieliszka wina... Tkwiliśmy w złośliwym oczekiwaniu, że przynajmniej z winami im się nie uda. Zwłaszcza, gdy doszły nas szepty, że zamierzają podać coś ukraińskiego. I podali. Deserowy biały Kokour Surozh, 2006, z samej Massandry (10 zł kieliszek). Suflet czekoladowy oszalał ze szczęścia. My także.

 

Kokour Surozh. Wino likierowe o pełnym, harmonijnym smaku okazało się doskonałym towarzyszem dla sufletu czekoladowego.

Restaurację Nowa Łódź łatwo znaleźć — mieści się przy jednej z głównych łódzkich arterii: alei Piłsudskiego.