Od dwóch miesięcy narodowy przewoźnik ma LOT Flight Academy, własne centrum szkoleniowe przy ul. Jutrzenki z certyfikatem ATO umożliwiającym szkolenia pilotów na boeingi 737 i embraery. Są w nim dwa symulatory za 10 mln zł. Trzeci symulator LOT-u, który kosztował 2 mln zł, znajduje się w siedzibie spółki. Od roku narodowy przewoźnik ma też wart ponad 1 mln zł trenażer do ćwiczeń gaszenia pożaru na pokładzie.
- Jesteśmy na ostatnim etapie procesu zakupowego sprzętu do szkolenia personelu pokładowego za 1,5 mln USD. Lada dzień uruchomimy szkolenia załóg w wirtualnej rzeczywistości. To wstęp do naszych inwestycji infrastrukturalnych. Chciałbym, żeby podczas mojej trzyletniej kadencji, która niedawno się rozpoczęła, w Warszawie stanął jeszcze full flight symulator, żeby piloci boeingów 787 nie musieli jeździć na szkolenia za granicę. To koszt rzędu 10 mln USD – mówi Maciej Wilk, członek zarządu LOT-u ds. operacyjnych.
Taki symulator, ale na boeingi 737, ma od września ubiegłego roku notowany na giełdzie Enter Air, największy w Polsce przewoźnik czarterowy.
Za kolejne inwestycje nie zapłaci jednak LOT, który w grudniu 2020 r. otrzymał w związku z pandemią pomoc publiczną wysokości 2,9 mld zł: 1,8 mld zł pożyczki oraz 1,1 mld zł dokapitalizowania.
- W sukurs przychodzi nam Polska Grupa Lotnicza wyznaczona do rozwoju i konsolidacji rynku lotniczego. LOT Flight Academy stanie się zalążkiem Polskiej Akademii Lotniczej. Jesteśmy na etapie wydzielania jej z grupy LOT-u. Zostanie niezależnym podmiotem, a my będziemy jej klientem – zapowiada Maciej Wilk.
PGL została powołana w styczniu 2018 r. z kapitałem akcyjnym 1,2 mld zł.
Narodowy przewoźnik ma własne standardy bezpieczeństwa, wyższe niż EASA, Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego, która wymaga np. 12 godzin rocznie szkoleń na symulatorze, podczas gdy LOT realizuje 24 godziny czy 6 godzin na trzy lata szkoleń CRM ze współpracy załóg, podczas, gdy w polskiej linii to 22 godziny.
- Cały czas poprawiamy procedury bezpieczeństwa. Gdy pojawia się jakiekolwiek odbiegające od normy zdarzenie, załoga zgłasza je, mając gwarantowaną ochronę, a specjalna komisja je rozpatruje. Z każdego wyciągamy wnioski i wdrażamy procedury, które w przyszłości mają pozwolić uniknąć takiej sytuacji – powiedział Maciej Wilk podczas prezentacji studium przypadku na podstawie zdarzenia z udziałem embraera z października 2019 r.
LOT notuje średnio dwa poważne incydenty na 100 tys. operacji. Głośnych wydarzeń dotyczących ubiegłorocznych lotów prezydenta Andrzeja Dudy do Lublina i z Zielonej Góry nie uznał za niebezpieczne.
- W przypadku Zielonej Góry Państwowa Komisja Wypadków Lotniczych nie zakończyła jeszcze dochodzenia. Naszym zdaniem doszło do błędu interpretacyjnego w rozmowie załogi z kontrolerem i liczymy, że zostanie to zakwalifikowane jako zdarzenie niższego rzędu. W Lublinie mieliśmy do czynienia z niestabilnym podejściem. Monitorujmy 21 czynników, więcej niż inne linie i jeden z parametrów został przekroczony. Niestabilne podejście zdarza się w 2 proc. lotów, czyli dziennie dochodzi do kilkuset takich przypadków – wyjaśnia Maciej Wilk.