Luiz Inacio Lula da Silva: Populista, ale tylko w słowach

Adam Sofuł
opublikowano: 2009-02-20 00:00

Gdy kilka lat temu analitycy wielkich banków inwestycyjnych (wówczas jeszcze ten zawód cieszył się szacunkiem) ukuli termin BRIC (określenie grupy szybko rozwijających się dużych krajów, które w najbliższych dekadach będą ciągnęły światową gospodarkę), umieszczenie w tym gronie — obok Indii, Chin i Rosji — Brazylii zdawało się na wyrost. Gdy dziś świat pogrąża się w kryzysie, spośród owej czwórki koni pociągowych światowej gospodarki właśnie Brazylia wydaje się być w najlepszej sytuacji. Globalnej gospodarki sama nie pociągnie, ale też ma nieco mniej powodów do obaw. I to m.in. zasługa prezydenta, który — gdy sześć lat temu obejmował urząd — budził popłoch wśród finansistów.

Luiz Inacio Lula da Silva, zwany po prostu Lula, jest lewicowcem z krwi i kości. Pracował w fabryce od 14. roku życia, aktywnie działał w związkach zawodowych, organizował wiele strajków (i był za to więziony), potem — jako współtwórca lewego skrzydła Partii Pracujących — stał na czele wielu antykapitalistycznych demonstracji. Protestował przeciwko globalizacji, prywatyzacji, Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Na kontynencie południowoamerykańskim, gdzie rządy miotają się od lewackiej anarchii do prawicowej junty, głoszone przez niego skrajne hasła miały szanse na popularność. Ale nie od razu.

Lula kandydował w wyborach prezydenckich od 1988 roku; w trzech kolejnych wyborach nie odniósł sukcesu. Jego burzliwy związkowy rodowód i późniejsze zaangażowanie w politykę sprawiały, że nazywano go "brazylijskim Wałęsą". Polski przywódca nie był z tego powodu zachwycony — gdy jeszcze jako prezydent był w Brazylii, uniknął spotkania z Lulą (chociaż wcześniej spotkali się jeszcze jako związkowcy w Rzymie w 1981 roku). "W odróżnieniu od niego, ja wygrywam" — mówił ówczesny polski prezydent. Lula udowodnił jednak, że ten wygrywa, kto wygrywa ostatni. Pomógł mu nasilający się kryzys — w 2002 roku lewicowe i populistyczne hasła przyniosły mu zwycięstwo. Cztery lata później powtórzył wyborczy sukces (Wałęsie to się nie udało).

Mimo że szedł do władzy pod hasłem "precz z Międzynarodowym Funduszem Walutowym", to zaakceptował uzgodnioną przez poprzednika pożyczkę 30 mld USD. Wbrew obawom kręgów finansowych nie rozpoczął walki z obcym kapitałem i prywatyzacją, w miarę możliwości spełniał natomiast wcześniejsze zapowiedzi walki z biedą. Najpopularniejszym programem jest Bolsa Familie — program zasiłków dla rodzin. Warunkiem ich otrzymania jest posłanie dzieci do szkoły. Skorzystało z niego 11 mln rodzin. Ponieważ karta Bolsa Familie ułatwia także uzyskanie mikrokredytów, powstały setki tysięcy drobnych firm i warsztatów. Kilkanaście milionów ludzi wydobyło się ze skrajnej biedy. Z drugiej strony, walczył jednak z inflacją i dbał o dyscyplinę budżetową. Kraj zaczął wychodzić z długów i wkrótce mógł się pochwalić nadwyżkami budżetowymi. Rezultaty zaczęły też przynosić inwestycje, m.in. w sektor paliwowy (poza dość bogatymi złożami ropy naftowej, Brazylia jest dziś największym na świecie producentem biopaliw), ale i w przemysł — wszak samoloty Embraer pochodzą z kraju kojarzonego kilkanaście lat temu z kawą i piłką nożną (no i karnawałem w Rio). Teraz Brazylia myśli o olbrzymim programie budowy elektrowni atomowych, ale też o programie kosmicznym. Lewicowa retoryka i wyrażane głośno uwielbienie dla Fidela Castro i (ostatnio rzadziej) Hugo Chaveza nie przeszkodziły Luli w utrzymaniu poprawnych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi (największy partner handlowy Brazylii). To umiejętne balansowanie między południowoamerykańską lewicą i prawicą, między liberalizmem a lewicowością pozwoliło Brazylii wyrosnąć na politycznego lidera regionu (nie dajmy się zwieść głośnym pohukiwaniom Chaveza) i mocarstwo gospodarcze. Na razie w skali regionalnej. Na razie.

Globalny kryzys sprowadził nad brazylijską gospodarkę ciemne chmury, niektórzy analitycy przewidują, że w 2009 roku wzrost będzie zerowy. Lula jest jednak zdeterminowany, by utrzymać 4-procentowy wzrost PKB i… obniża podatki, by pobudzić popyt wewnętrzny (zgodnie z lewicową wrażliwością: większa obniżka dla uboższych). A bank centralny obniża stopy procentowe z 13,75 proc. do 13 proc. Analitycy podkreślają, że ten populista w słowach, a pragmatyk w czynach stworzył Brazylii niezłe fundamenty do w miarę łagodnego przetrwania kryzysu. Czy wystarczające? Lula jest o tym przekonany.