Wina mołdawskie nie miały łatwo. Zwłaszcza pod koniec istnienia sowieckiego imperium. Gorbaczow — walcząc z alkoholizmem szerzącym się wśród towarzyszy (i nie tylko) — rozkazał wyciąć wszystkie plantacje winogron. Omal się to udało...
ierwszy artykuł o mołdawskich winach ukazał się w „Business Class” blisko sześć lat temu. Zwiastował pojawienie się w Polsce dobrych mołdawskich czerwonych win. Tak też się stało, ale dopiero niedawno. I nie ma ich jeszcze zbyt dużo.
Piwniczka Soso
Gdy w 2001 roku zawitaliśmy do Republiki Mołdowy (tak się oficjalnie nazywa), oczarowały nas niektóre białe wina. Smakowo i cenowo. Przywieźliśmy trochę do Polski. Podróż była ułatwiona: wysłużony antonow trzy razy w tygodniu latał bezpośrednio do Kiszyniowa. Teraz jest bardziej luksusowo, ale trzeba się przesiadać w Budapeszcie lub Bukareszcie. Za to nie potrzeba wiz. A Republikę Mołdowy warto odwiedzić choćby tylko po to, by zobaczyć winne piwnice. Przez wielu uważane za najdłuższe na świecie. Są dwie, obie w pobliżu Kiszyniowa. Za pierwszym razem urzekła nas Cricova z tunelami 50 metrów pod ziemią. Kazał je wydrążyć Stalin wkrótce po zakończeniu II wojny światowej. Zaprzągł do tego niemieckich jeńców wojennych. Po piwnicach jeździliśmy samochodem. Inaczej nie dało rady, mają ponad 50 km długości. Większość zmagazynowanych win to lokalne produkty, wyjątek stanowi część „muzealna” — wina zrabowane przez Armię Czerwoną w Królewcu. Kolekcja Hermanna Göringa. Mocno już uszczuplona. Początkowo raczył się nimi wyłącznie Stalin. Po śmierci Soso rozsmakowali się w nich inni towarzysze.
Bachus za kierownicą
Za drugim razem powieziono nas do Milestii Mici. Też perfekcyjna naturalna temperatura i wilgotność powietrza dla leżakujących win. Niezależnie od pory roku i dostaw prądu. Gdy pokazano nam plan piwnic, początkowo myśleliśmy, że to miasto. Ponad 200 km korytarzy. Wiózł nas ówczesny dyrektor zwany przez pracowników Bachusem. Jego nadmierne zamiłowanie do wina było dla wszystkich oczywiste — bez wahania wsiadł jednak za kierownicę. Nie spodziewał się pod ziemią radarów i innych niemiłych niespodzianek. Miał rację. Gdy po ponaddwudziestominutowej szybkiej jeździe nagle zahamował i kazał nam wysiadać, zrobiło się nieco straszno. Egipskie ciemności, jedynie światło reflektorów. Gdy na naszych oczach wsparł się obydwiema rękami o kamienną ścianę tunelu — zamarliśmy. Byliśmy przekonani, że to przerwa w podróży na „bukiet z jarzyn”. A on coś nacisnął i ściana zaczęła się otwierać. Istny sezam!
Światło, muzyka, bogato zastawione stoły, uwijający się kelnerzy i pełno omszałych butelek wina. Wszystkie zalakowane. Zajrzeliśmy do księgi pamiątkowej. Liczne wpisy notabli minionej epoki. Był Gagarin, nawet Breżniew. Powód? Towarzysze z Biura Politycznego KPZR zrobili tam sobie salon odnowy biologicznej. Gdzieś w końcu trzeba było nabierać sił na tworzenie awangardowych rozwiązań dla ludu pracującego. Dzisiaj to wszystko otwarte jest dla turystów. Rozmarzeni degustowaliśmy liczne wina. Wyłącznie „kollekcjonnyje”. Najstarsze miało ponad 25 lat. Słynny Negru de Purcari, którego pierwszymi egzemplarzami raczyła się brytyjska rodzina królewska w XIX wieku... Bardzo nam zasmakowały także stare wina deserowe. Zwłaszcza Auriu 1987. Niezapomniana wizyta!
Smak z dębowej beczki
Po odzyskaniu niepodległości Mołdawianie z wielkim sercem reaktywowali plantacje winogron. Ich tradycja winiarska sięga czasów rzymskich! Początkowo używano sprzętu odziedziczonego po Sojuzie. Z biegiem czasu bardzo go zmodernizowano. Zatrudniono wyszkolonych na Zachodzie ekspertów. Pojawiły się całkiem dobre wina, zwłaszcza w stosunku do ceny.
Pierwsze były białe. Z czerwonymi długo były poważne problemy. Miały nieciekawe aromaty, prawdopodobnie ze względu na wielokrotne używanie starych dębowych beczek. Nie wszędzie smakowały. Wtedy dokonano dużych inwestycji. I pojawiły się przyzwoite czerwone. Najpierw dostępne tylko w Mołdawii, ostatnio także w Polsce. Warto szukać na naszych półkach producentów: Chateau Vartely i Purcari. l
Tym razem — wina mołdawskie
Aromat i przyjemna harmonia. Zwłaszcza po napowietrzeniu
Negru de Purcari,
2003, Purcari
Cena: 80 zł
Kompozycja z trzech szczepów winogron: Cabernet Sauvignon, Rara Neagra i Saperavi. Na nosie ślady dębu. Gdzieś daleko dojrzała wiśnia i śliwka. Stosunkowo krótki posmak. Raczej jako neutralny akompaniament do potraw mięsnych.
Pinot Noir,
2005, Purcari
Cena: 30 zł
Zaraz wyciągnięciu korka płytkie aromaty i leciutka słodycz. Daleko jeżyny, śliwka. Przyjemnie się harmonizuje po napowietrzeniu. Leciutki posmak. Może być dobre do pieczonej kaczki.
Tsarskii Standard,
Romanesti
Cena: 15 zł
Lekkie, półsłodkie — z tych bardzo podstawowych. Dalekie powiewy czarnych porzeczek i jeżyn. Napowietrzenie łagodzi początkową szorstkość.
Kagor,
Monastyr Kapriana, Bostavan
Cena: 16 zł
Proste, zdecydowanie mocne i deserowe. Zaraz po otwarciu — gdzieś daleko dżem ze śliwek i lekkie taniny. Po napowietrzeniu bardziej harmonijne. Pojawiają się wtedy także tytoniowe nutki.