Machina IV RP ruszyła

Jacek Zalewski
opublikowano: 2005-12-29 00:00

Mieliśmy nosa, zwracając we wczorajszym komentarzu uwagę na niepozorną z wyglądu — bo delikatną — nowelizację ustawy o samorządzie gminnym oraz samorządowej ordynacji wyborczej. Rozwój sytuacji potwierdził również, iż trafne było nazwanie jej ustawą „prywatną” — nie tylko treść, ale i tryb pracy nad ustawą służy wyłącznie uregulowaniu — zgodnie z wolą Prawa i Sprawiedliwości — sytuacji w stolicy po odejściu Lecha Kaczyńskiego z ratusza. Przypomnijmy w skrócie, że chodzi o zdjęcie z premiera obowiązku zarządzenia przedterminowych bezpośrednich wyborów prezydenta Warszawy. Ich zwycięzca realnie sprawowałby swój mandat mniej więcej od marca do października 2006 r., czyli do planowego zakończenia się samorządowej kadencji.

Wydłużenie do roku okresu — liczonego od końca kadencji — w którym już nie organizuje się w jednostkach samorządowych żadnych wyborów (dotyczy to zarówno wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, jak i rad wszystkich szczebli), będzie decyzją bezdyskusyjnie słuszną. Tyle tylko, że powinno to zostać uchwalone w poprzedniej kadencji Sejmu, a nie tak na wariackich papierach i pod ciśnieniem kalendarza wyborczego.

Jest oczywiste, że gdyby nie casus Lecha Kaczyńskiego, tej nowelizacji nie zaproponowałby pies z kulawą nogą — ani w klubie PiS, ani w żadnym innym. Kalkulacje budowniczych IV RP są proste — chodzi o trzymanie ręki na gigantycznym budżecie Warszawy przez mianowanego przez premiera komisarycznego prezydenta (ustawowo nazywa się on „osobą zastępującą prezydenta”). Po drugie — jeśli „osoba” nie podpadnie za bardzo warszawiakom, automatycznie stanie się faworytem bezpośrednich wyborów w październiku.

Wczorajsze głosowania w Sejmie potwierdziły spójność koalicji, która rządowi Kazimierza Marcinkiewicza udzieliła wotum zaufania — czyli PiS, Samoobrony, LPR i PSL. Po drugiej stronie znalazły się kluby PO i SLD. Nie wiadomo, jak długo jeszcze i czy w każdej ważnej sprawie prezes Jarosław Kaczyński może liczyć na swoich politycznych sojuszników, ale na razie jego legislacyjny walec prasuje każdą przeszkodę.