Mądrość natury mrówek

Jacek Zalewski
opublikowano: 2005-09-23 00:00

W niedzielę zakończy się Światowa Wystawa Expo 2005 w Aichi. Chcecie posłuchać, jak to wszystko wygląda? Bo za 5 lat czeka już Szanghaj...

Nazwę położonej w centrum wyspy Honsiu nadmorskiej prefektury (województwa) Aichi dotychczas na świecie mało kto kojarzył. Za to powszechnie znana jest jej stolica Nagoja — czwarte co do wielkości miasto Japonii. Region Chubu, obejmujący Aichi i cztery sąsiednie prefektury, stanowi serce japońskiej gospodarki. To właśnie tam ma siedzibę koncern Toyota — główny partner biznesowy i wręcz inicjator zorganizowania Expo 2005. Jego szef, otaczany powszechną czcią Schoichiro Toyoda, stoi na czele komitetu organizacyjnego wystawy, następca tronu książę Naruhito zaś w swej monarszej łaskawości sprawuje patronat honorowy.

Po co to i dla kogo

Przyspieszenie obiegu informacji z jednej strony, a z drugiej obfitość rozmaitych specjalistycznych targów i prezentacji — wywołują naturalne pytanie o sens organizowania powszechnych wystaw światowych w dawnym stylu. Są one przecież produktem dość archaicznym, nawet nie XX-wiecznym, lecz wywodzącym się z XIX stulecia. Widocznie jednak okazują się ludzkości potrzebne również w XXI w., skoro po ich organizację ustawia się kolejka potęg, a walka między nimi jest tak samo zacięta jak o igrzyska olimpijskie. Dość powiedzieć, że pomysł Expo 2005 zakiełkował Japończykom już w roku 1988, a organizacja wystawy została im przyznana w 1997. Lokalizując ją właśnie w Aichi, podjęli próbę wykreowania nowego wizerunku zarówno tego uprzemysłowionego obszaru, jak i całego kraju.

Pięć lat temu organizatorzy Expo 2000 w Hanowerze przeszacowali liczbę zwiedzających — naiwnie spodziewano się 40 mln, a stanęło na 18 mln. Japończycy byli większymi realistami i ostrożnie spodziewali się 15 mln. A jednak Expo 2005 już odwiedziło 21,5 mln osób, do niedzieli zaś liczniki na bramkach wejściowych na pewno zanotują 22-milionowego gościa, albowiem na finiszu wystawę odwiedza dziennie ponad 200 tys. ludzi.

95 proc. z nich to poddani cesarza, a w pozostałych 5 proc. także dominują Japończycy, tyle że z obcym obywatelstwem. W tłumie zwiedzających twarz „gajdzina”, czyli cudzoziemca, trafia się naprawdę rzadko. Po prostu do Japonii jest z Europy czy Ameryki tak daleko i relatywnie drogo, że raczej trudno wyobrazić sobie prywatny wyjazd specjalnie na Expo. Wystawa stała się za to atrakcją wzbogacającą standardowe turystyczne lub służbowe pobyty w Japonii.

Bramy na teren Expo otwierane są o godzinie 8.30, a pawilony o 9.00. Przez te pół godziny można zdobyć wejściówki na określoną porę do najbardziej atrakcyjnych dla Japończyków ekspozycji — czyli do ich pawilonu narodowego oraz na prezentacje przygotowane przez wielkie korporacje. Jeśli się nie uda, pozostają wielogodzinne kolejki, w których czeka się niczym na Godota. Tak wygląda rzeczywistość zwyczajnego zwiedzacza Expo. Trudno się zatem dziwić, że tłum skośnookich mrówek u bram zaczyna gęstnieć już około godziny 5 rano. Otwarcie poprzedzają rytualne obrzędy w wykonaniu personelu wystawy, a potem rozpoczyna się sprint do pawilonów. Skąd my to znamy? W kryzysowych latach 80. w Polsce podobnie przebiegało codzienne otwieranie domów towarowych, których klienci ścigali się do stoisk na piętrach.

Cuda w pawilonie

Pagórkowate tereny Expo 2005 w pobliżu Nagoi obejmują 173 hektary i położone są na pograniczu trzech mniejszych miast: Nagakute, Seto i Toyota. Po zakończeniu wystawy wrócą do pierwotnego wyglądu, co będzie zgodne z jej tematem przewodnim, który brzmi „Mądrość natury” („Nature’s Wisdom”). Cały obszar spięty został siecią bezkolizyjnych połączeń drogowych oraz napowietrzną kolejką Linimo z Nagoi, poruszającą się na poduszce magnetycznej. Gospodarze bardzo efektownie wykorzystali naturalne oczka wodne, ale już przepływająca przez tereny wystawowe rzeczka nie bardzo im pasowała do koncepcji — pozostała taka zapuszczona i schowana w zarośniętym parowie.

Expo zostało rozmieszczone wokół tzw. Pętli Globalnej, czyli liczącego 2,6 km i szerokiego na ponad 20 metrów okólnego deptaka spacerowego, z którego zwiedzający mogą schodzić do sześciu Wspólnot Globalnych — miejsc zgrupowania pawilonów 122 państw. Wspólnoty zostały przypisane kontynentom i ponumerowane: 1 — Azja Centralna, 2 — Ameryka, 3 — region Morza Śródziemnego, 4 — Europa, 5 — Afryka, 6 — Azja Wschodnia i Australia z Oceanią.

Wszystkie państwa dostały do zagospodarowania gotowe pawilony, różniące się tylko wielkością — od jednego do pięciu sześciennych modułów. Polska otrzymała dwie części pawilonu trzymodułowego, doskonale położonego koło głównej areny koncertowej i stacji kolejki gondolowej. Sąsiedni moduł zajmuje Ukraina.

Personel naszego pawilonu stanowią studenci i absolwenci japonistyki. Byli dobrze przygotowani do kontaktów z jakże odmienną kulturowo publicznością, ale mimo to przeżywali także zaskoczenia. Największym okazała się… zdumiewająca żywotność japońskich staruszek. W Europie niby wiadomo, że w Japonii ludzie żyją długo w pełnej aktywności, ale zobaczenie tego na własne oczy robi wrażenie.

Przy okazji zaznaczyła się pewna rysa w obrazie zdyscyplinowanego i podporządkowującego się przepisom społeczeństwa japońskiego. Otóż na Expo osoby niepełnosprawne na wózkach wpuszczane są wraz z opiekunami do pawilonów bez kolejki. Rzecz w tym, że wózki inwalidzkie można tam najzwyczajniej… wypożyczyć. Wystarczy zatem dobrać sobie opiekuna i wspólnie zwiedzać wszystko bez kolejki. Ba, para może się nawet zamieniać miejscami. Dlatego nie dziwi zdarzający się czasem w pawilonie cud, gdy sparaliżowany gość nagle podrywa się z wózka na proste nogi. Ba, jeden o swoim inwalidzkim sprzęcie… zapomniał.

Kolejowe marzenie

Nawet mając akredytację oraz zarezerwowane dużo wcześniej miejscówki do najbardziej oblężonych pawilonów, podczas krótkiej wizyty w Aichi można Expo zaledwie liznąć. Wszystko jest w stanie w miarę dokładnie obejrzeć chyba tylko personel narodowych pawilonów, pracujący na wystawie przez pół roku. Zaliczanie prezentacji państw z całego świata przypomina zwiedzanie Europy przez amerykańskich turystów w komedii „Jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w Belgii”, ale różni się tempem — jeśli dziś Belgię mamy o 15.30, to o 15.45 wpadamy do Portugalii, a za godzinę witamy następny kontynent. Szybko, szybko — pamiątkowy stempelek do specjalnego paszportu i dalej.

Najsłynniejszym, najbardziej pożądanym i niemal legendarnym pawilonem Expo jest obiekt Toyoty, w którym co pół godziny koncertują roboty. Rzecz gustu, może podoba się to dzieciom, chociaż czasami można odnieść wrażenie, że także dorośli Japończycy zachowują się jak dzieci. Osobiście odebrałem owe cuda-niewidy jako zwyczajnie nudnawe, co kontrastowało z opowieściami o nich i atmosferą nadzwyczajności stwarzaną przez gospodarzy.

Mój faworyt Expo nie bije rekordów długości kolejek, ale za to naprawdę zapada w pamięć — to pawilon kolei japońskich, które w trójwymiarowym filmie prezentują najszybszy pociąg świata Maglev, poruszający się na poduszce magnetycznej na kilkudziesięciokilometrowym torze próbnym. Kamera umieszczona pod spodem dokładnie pokazuje, jak pociąg rozpędza się na kołach, potem nagle są one podrywane do góry — niczym w samolocie — i pojazd mknie z rekordową prędkością 581 km/h zawieszony 10 cm nad idealnie równym podłożem. Precyzją swojej konstrukcji zdumiewa przede wszystkim eksperymentalny pociąg, ale i filmowi nie można jej odmówić.

Ta prezentacja teoretycznie mogłaby zostać sprzedana na cały świat i znaleźć się w repertuarze każdego trójwymiarowego kina IMAX — ale nie zostanie, albowiem została przygotowana na wyłączność Expo.

A u nas Chopin na słono

Lejtmotywem naszego pawilonu na Expo 2005, prowadzonego przez Krajową Izbę Gospodarczą, jest hasło „Dostrzeż piękno”. Spektakl multimedialny przenosi japońską publiczność do baśniowej Polski, zachęca do przyjazdu do nas, potem może do zainwestowania etc. To efektowna prezentacja, w której swojej ojczyzny… nie poznają Polacy. Przełom Dunajca prezentuje się jak Wielki Kanion, stada koni galopują po bieszczadzkich połoninach niczym po jakimś Teksasie, a odpowiednio skadrowane centrum Warszawy nocą przypomina tokijskie wieżowce z dzielnicy Shinjuku. Główną rolę w tej panoramie odgrywa oczywiście Pałac Kultury i Nauki. Jakże ewoluuje jego postrzeganie i promocyjne wykorzystanie — jeszcze nie tak dawno, na morskim Expo 1998 w Lizbonie, ten sam PKiN na wielkim ekranie w polskim pawilonie co kilka minut rozsypywał się w proch i pył, co miało symbolizować upadek poprzedniego ustroju...

Ekspozycja składa się z dwóch części — „Chopin” i „Wieliczka”. Temat pierwszy stał się naturalnym następstwem badań opinii, z których wyszło, że Japończykom nasz kraj nie kojarzy się absolutnie z niczym, z wyjątkiem Fryderyka Chopina. Jest on tam najpopularniejszym kompozytorem, ale to nie znaczy, że na pewno Polakiem… Właśnie dlatego kompilacja utworów Chopina stanowi muzyczną oprawę pawilonu, a jego centralnym elementem jest fortepian oraz szklana rzeźba, nazwana „Duszą fortepianu”. Dusza jak dusza, ale na widok instrumentu wielu zaskoczonych gości chętnie porzuciłoby dalsze zwiedzanie Expo i przysiadłoby do klawiatury.

Uzupełnieniem Chopina jest realistyczna aranżacja fragmentu kopalni soli w Wieliczce. Pięć lat temu doskonale sprawdziło się to w Hanowerze, więc zapadła decyzja o powtórzeniu prezentacji naszego skarbu publiczności na końcu świata. Do Aichi przetransportowano oryginalne bloki solne z Wieliczki, z których wyczarowany został kopalniany chodnik. Zwiedzający nagminnie smakują ścian i nie wierzą, że gdzieś w dalekiej Polsce to wszystko istnieje naprawdę. Jednak Wieliczka już została wpisana na stałą trasę japońskich pobytów w Polsce, obok Żelazowej Woli czy Oświęcimia.

Od poniedziałku rozbiórka

Za 48 godzin wielka feta sztucznych ogni zakończy Expo 2005 i zacznie się prozaiczna rozbiórka pawilonów. A na Expo 2010 już zaprasza Szanghaj, wkrótce po olimpiadzie 2008 w Pekinie. Zgodnie z partyjnymi wytycznymi, obie imprezy mają stać się potwierdzeniem prymatu Chin na globie ziemskim. Frekwencja w Szanghaju zostanie przypuszczalnie uregulowana odpowiednią uchwałą...