Kadencje zarówno Sejmu i Senatu, jak też wojewódzkich sejmików i rad wszystkich szczebli już się jakoś dotoczą. Notabene niemal co niedzielę odbywają się jakieś wybory uzupełniające w jednomandatowych okręgach do rad gmin/miast do 20 tys. mieszkańców. Ba, 12 marca odbędą się nawet wybory wójta gminy Dąbie w województwie lubuskim, ponieważ poprzedni otrzymał rok odsiadki w zawieszeniu za krętactwa. Na sam ostatni rok kadencji nikomu raczej by się nie chciało kandydować, zwycięzca może jednak liczyć na zdobycie wizerunkowych punktów, które zaprocentują wiosną 2024 r. w wyborach już na pięć lat.
Mimo nierealności wysadzenia władzy jeszcze w tej kadencji, różne podchody będą trwały do końca. Sejm rozpatrzy kolejny wniosek opozycji o wotum nieufności wobec kolejnego ministra rządu PiS, tym razem chodzi o Przemysława Czarnka od edukacji i nauki. Po wejściu w życie Konstytucji RP w 1997 r. jeszcze nigdy żadnej opozycji nie udało się w takim trybie wyrzucić ministra i zapewne nie uda, albowiem to wnioskodawcy muszą w Sejmie zebrać sztywno co najmniej 231 głosów, poprzeczka zawieszona jest dla nich za wysoko. Broniące swoich ministrów większości rządowe na takie głosowania mogłyby… nie przychodzić, efekt prawny byłby taki sam. Najbliżej usunięcia w procedurze wotum nieufności był w 2000 r. Emil Wąsacz, którego na stanowisku ministra skarbu nie chciało aż 229 posłów, ale wtedy wniosek zebrał spore poparcie w klubie rządzącej Akcji Wyborczej Solidarność, utrzymującej szorstką koalicję z Unią Wolności.
Sygnał o politycznych podchodach nadszedł także z sejmiku województwa śląskiego. Oto radni PiS złożyli wniosek o odwołanie marszałka województwa Jakuba Chełstowskiego. Prawnie to kaliber znacznie grubszy niż dotyczący w Sejmie pojedynczego ministra, albowiem porównywalny jest z odwołaniem premiera – w razie powodzenia leci cały zarząd. Wobec determinacji radnych, którzy na sesji sejmiku będą stuprocentowo obecni, wniosek nie ma żadnych szans. Naprawdę zdumiewa jednak uzasadnienie, otóż nie chodzi o zarzuty merytoryczne, lecz o okoliczność, że marszałek należy obecnie do ugrupowania, które… nie startowało w 2018 r. w wyborach. Faktycznie, Jakub Chełstowski wszedł do sejmiku z listy PiS i z takiej rekomendacji został marszałkiem, ale w listopadzie 2022 r. wykonał woltę. Razem z innymi dysydentami utworzył grupkę samorządową pod szyldem Tak! Dla Polski. Połączyła ona siły z klubem KO i tym samym władcy centralni stracili województwo śląskie. Trzeba jednak pamiętać, że była to kontrakcja, ponieważ na starcie kadencji w 2018 r. przejęcie władzy w podzielonym politycznie sejmiku udało się PiS tylko dzięki przeciągnięciu z KO radnego Wojciecha Kałuży, którego zwrot stał się ogólnopolskim symbolem zaprzaństwa i interesowności. Można zatem przyjąć, że na Śląsku stan meczu na grube zdrady wynosi 1:1.

Rozgrywka sama w sobie jest ciekawa, ale nie sensacyjna. Szokuje jednak argumentacja klubu PiS, która obala konstytucyjną wolność mandatu zarówno posła czy senatora, jak też radnego. Najróżniejsze przejścia z partii do partii zdarzają się przecież bez przerwy, ale zdrajcy zawsze zachowują mandaty. To faktycznie absurd, że w wyborach proporcjonalnych można się dostać gdziekolwiek tylko z listy, zaś już następnego dnia po ogłoszeniu wyników wyborów porzucić kumpli i robić co tylko przyjdzie do politycznej głowy. Wyborcy głosujący na kandydata w konkretnych barwach oczywiście czują się oszukani, ale narodowi pomazańcy, od Sejmu po rady powiatów i miast, nic sobie z tego nie robią.