Mario D. Nuti ostrzega przed pędem do Unii

Mirosława Wszelaka
opublikowano: 2001-05-04 00:00

Mario D. Nuti ostrzega przed pędem do Unii

Ani Bruksela, ani tym bardziej Polska nie są dostatecznie przygotowane do integracji — ostrzega profesor Mario D. Nuti z London Business School. Pochopna decyzja może oznaczać zbyt duże koszty dla obu stron.

Mario D. Nuti, profesor Uniwersytetu w Rzymie oraz London Business School, uważa, że zarówno państwa kandydujące, jak i sama „piętnastka” nie są jeszcze dostatecznie przygotowane na osiągnięcie korzyści z integracji. Będzie więc lepiej, jeżeli obie strony zaakceptują spowolnienie procesu negocjacji, a następnie akcesji. Dlaczego? Mario D. Nuti twierdzi, że kandydaci nie zakończyli jeszcze transformacji systemowej i nie stworzyli wystarczająco sprawnie funkcjonujących gospodarek rynkowych.

— Wydaje się, że kraje kandydackie są bliskie spełnienia surowych wymogów monetarnych i fiskalnych nałożonych przez Traktat z Maastricht. Jest to jednak złudzenie — twierdzi Mario D. Nuti.

Do największych problemów, z jakimi borykają się kandydaci, zalicza zbyt niski dochód narodowy na mieszkańca, wysokie stopy procentowe oraz wciąż rosnące bezrobocie.

— Różnice są źródłem wszystkich trudności gospodarczych państw kandydackich. Udawanie, że ich nie ma, będzie prowadziło jedynie do frustracji i pogłębiania problemów — uważa Mario D. Nuti.

Pod tym względem dystans między państwami aplikującymi a „piętnastką” nadal jest ogromny.

Za ciasny garnitur

Tymczasem — jak zauważa Mario D. Nuti — sama Unia nie jest przygotowana do rozszerzenia. Do głównych grzechów Brukseli zalicza brak zdecydowania w podejmowaniu kluczowych decyzji dotyczących kandydatów. Jednak koronnym argumentem świadczącym o nieprzygotowaniu „piętnastki” jest brak środków na sfinansowanie procesu poszerzenia.

— Unia dysponuje budżetem wynoszącym 5 proc. PKB krajów członkowskich. Większość środków przeznaczana jest na rolnictwo, pozostałe płyną do regionów mniej rozwiniętych gospodarczo. Jednocześnie Bruksela nie ma mocy ściągania podatków — wyjaśnia Mario D. Nuti.

Tymczasem unijne fundusze nie są pozyskiwane dzięki nowym zasobom, lecz w wyniku redystrybucji środków od pierwszych członków UE, w tym głównie Niemiec. Kraje te już teraz buntują się przeciw coraz nowym ciężarom, które nakłada na nie Bruksela.

— W tej sytuacji trudno przewidzieć, czy po integracji polscy rolnicy będą mogli liczyć na jakiekolwiek wsparcie ze strony Unii. Pieniędzy może zabraknąć także dla uboższych regionów w państwach kandydackich — mówi Mario D. Nuti.

Sytuację pogarsza też fakt wyraźnej niechęci Niemiec w kwestii swobodnego przepływu osób.

— Gdyby bezrobocie w Polsce nie podskoczyło z 10 do 16 proc., to z pewnością Niemcy nie byliby tak restrykcyjni w ograniczeniach — wyjaśnia Mario D. Nuti.

Bruksela nie uporała się też ze wszystkimi problemami związanymi z euro. Zdaniem profesora, samo wprowadzenie nowej waluty było przedsięwzięciem zdecydowanie przedwczesnym. W tej sytuacji przyjęcie nowych członków wiązałoby się ze zbyt dużym ryzykiem ciągle słabego euro.

Zwycięzcy i przegrani

Tajemnicą poliszynela jest też, że nowi kandydaci mają przed sobą dużo wyżej ustawioną poprzeczkę niż państwa, które weszły do wspólnoty podczas ostatniego rozszerzenia.

— Zarówno korzyści z integracji gospodarczej, jak i jej koszty będą o wiele większe niż w przypadku połączenia zbliżonych pod względem rozwoju partnerów. Zanim pojawi się zysk netto, obie strony poniosą straty — przestrzega Mario D. Nuti.