Marzenia się zmieniają i spełniają

Małgorzata GrzegorczykMałgorzata Grzegorczyk
opublikowano: 2022-03-11 13:30

Chciała być nauczycielką, została szefową DeeZee, internetowego sklepu z butami, w które zainwestowało CCC. Jak tylko osiągnęła 100 mln zł przychodów, Dariusz Miłek podniósł poprzeczkę do miliarda.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • Dlaczego Dominika Żak rozpoczęła obuwniczy biznes
  • Jak wyglądało jej pierwsze spotkanie z właścicielem CCC
  • Jakie cechy charakteru pomogły biznesmence w osiągnięciu sukcesu

Prawie każda mała dziewczynka chce być nauczycielką, prawie żadna nie osiąga tyle, co Dominika Żak – prezeska firmy, która generuje dziś 100 mln zł sprzedaży rocznie, a ambicje ma na dziesięć razy więcej. Jak to się robi, opowiedziała „PB” jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie. Potem zaangażowała się w pomoc uchodźcom i trudno było ją złapać, żeby zautoryzowała tekst. Wreszcie się udało, więc zapraszamy do lektury.

Po pierwsze: pęd ku wiedzy

Nigdy nie za wiele:
Nigdy nie za wiele:
Dominika Żak, założycielka i prezeska DeeZee, przyznaje, że od dziecka lubiła się uczyć i nadal to robi, a miłość do książek zaszczepiła córce. Ostatnio zrobiła kurs z obsługi LinkedIna.
TOMASZ_GOTFRYD

Przyznaje, że uwielbia się uczyć i codziennie poświęca na to czas. Zna niemiecki, angielski, rosyjski, z którego pisała maturę, uczyła się szwedzkiego, a ponieważ ma łatwość nauki języków, uczyłaby się chętnie kolejnych…

– Gdybym miała czas. Nie uczę się czegoś, co nie jest mi potrzebne. Cały czas uczę się przedsiębiorczości. Bardzo dużo czytam, lubię biografie ludzi biznesu, czerpię z nich wiedzę, jakim prezesem być, a jakim nie. Ostatnio zafundowałam sobie szkolenie z LinkedIna, bo czułam, że jest dla mnie tajemnicą. Znalazłam specjalistę, jestem po dwóch szkoleniach, już korzystam z wiedzy, bardzo polecam – opowiada Dominika Żak.

Mówi to osoba, która na mediach społecznościowych zna się nieźle: w 2012 r. założyła Facebooka DeeZee, swojego internetowego sklepu z butami, a potem prowadziła także profil firmy na Instagramie. Dziś DeeZee ma największą, ponaddwumilionową społeczność medialną w branży mody.

– Człowiek uczy się całe życie, to nie jest tylko slogan. Chcę zdobywać wiedzę – przyznaje Dominika Żak.

Choć twierdzi, że jest chaotyczna, a sprawy dopina dzięki rozwiniętemu multitaskingowi, to ma stałą porę na naukę.

– Gdy córka była malutka, codziennie godzinę jej czytałam, czasem jej bajki, czasem moje książki. Teraz sama czyta bardzo dużo. Mamy taki rygor: 19–20 bajka, następnie mycie, a potem leżymy w łóżku i czytamy, i tak przez pięć dni w tygodniu. Rozmawiamy o tym, co przeczytałyśmy, ona opowiada o swoich lekturach, ja o swoich, wczoraj opowiadałam jej o Ukrainie i Rosji. Jest oczytana i chłonna wiedzy, jesteśmy pod tym względem bardzo do siebie podobne. Czytanie to jej pasja, tak jak moja – przyznaje Dominika Żak.

Gdy chodziła do podstawówki, marzyła, by być nauczycielką.

– W pierwszej klasie pojechałam do Drezna na kolonie, moja mama, dyrektorka szkoły, była wychowawczynią. Bardzo mi nie pasowało, że nie rozumiem Niemców, i powiedziałam mamie, że za rok muszę znać niemiecki perfekt. Nie było to łatwe, mieszkaliśmy w małej miejscowości na Podkarpaciu, nie miał mnie kto uczyć, ale się udało. Interesowałam się nie tylko językiem, ale też geografią, kulturą i historią. Stałam się pasjonatką, chciałam studiować germanistykę, a potem uczyć niemieckiego i być dyrektorką szkoły, jak mama – opowiada Dominika Żak.

W liceum zdała sobie jednak sprawę, że nie chce pracować z dziećmi, woli uczyć nastolatków i dorosłych.

– Byłam i jestem niecierpliwa. Marzenia się zmieniły: postanowiłam zostać wykładowcą niemieckiego na uczelni, chciałam zrobić doktorat – mówi prezeska DeeZee.

Takie plany to nic dziwnego w rodzinie nauczycieli i wykładowców. Powoli zaczęła realizować marzenia.

– Przyjechałam do Warszawy. Zostałam nauczycielką niemieckiego w liceum Fredry i zaczęłam studia doktoranckie na UW. Byłam szczęśliwa – wspomina.

Po drugie: upór

Zaczęło się od sandałków:
Zaczęło się od sandałków:
Dominika Żak nosi buty 35. Dawniej niełatwo było o eleganckie obuwie w tym rozmiarze. Kiedy urzekły ją sandałki na targach branżowych, kupiła sobie kilka par – i tak się zaczął jej biznes.
TOMASZ_GOTFRYD

Pewnego dnia doktorantka Żakówna wybrała się z Pawłem Grzebykiem (wówczas partnerem, dziś wspólnikiem) na branżowe targi.

– Było tam stoisko z pięknymi sandałkami na obcasie. Zawsze kochałam buty, a niełatwo było mi je kupić, bo noszę rozmiar mniejszy niż 35. Te piękne sandałki były też w moim rozmiarze! Chciałam je kupić, ale okazało się, że ta brytyjska firma prowadzi tylko sprzedaż hurtową, a najmniejszy hurt to 12 par. Ale polubiliśmy się, to byli też młodzi ludzie, zaproponowałam, że pokażę im Warszawę nocą, spędziliśmy wspólnie trochę czasu – opowiada Dominika Żak.

Nowi znajomi zgodzili się sprzedać jej 12 par. Wybrała buty, gdy przyszły – trzy pary jej pasowały, reszta nie. Za buty trzeba było zapłacić, a nauczycielska pensja nie pozwalała na zbytnie szaleństwa, nawet jeśli – jak pani prezes – dorabiało się korepetycjami.

– Kolega powiedział, że jest taki serwis, Allegro, w którym można sprzedawać. To był 2004 r. Internet miałam wtedy od 23 do 1 w nocy, bo tylko na taki abonament było mnie stać. Łącze było dość powolne. Buty na aukcje wystawiałam nocą. W ciągu dnia wkładałam buty, a mój chłopak robił zdjęcia. Mam na szczęście ładne stopy, co na początku pomagało w prowadzeniu biznesu, bo przez lata fotografowaliśmy buty na moich nogach. W sobotę wystawiłam te dziewięć par. W niedzielę sprawdzam – nie ma moich aukcji. Myślałam, że coś źle zrobiłam, ale okazało się, że wszystkie buty się sprzedały. Natychmiast więc zamówiłam w brytyjskiej firmie kolejne 36 par. Znowu się sprzedały, może już nie w jeden dzień, ale dziennie po dwie-cztery pary, i zarabiałam na butach tyle co w szkole – opowiada Dominika Żak.

Robienie zdjęć, nawet z ładnymi nogami, łatwe nie było.

– Co myśmy przeszli, żeby robić ładne zdjęcia! Na początku używaliśmy jeszcze aparatu z kliszą. Zdjęcia ciągle wychodziły ciemne. Pojechaliśmy na drugi koniec Warszawy po specjalne wielkie żarówki. Ale w naszym 30-metrowym mieszkaniu robiło się od nich potwornie gorąco, a zdjęcia wyszły prześwietlone. To było never-ending story, wszystkiego trzeba się było nauczyć samemu – wspomina prezeska.

Butom musiała poświęcać coraz więcej czasu, ale nie zrezygnowała ze szkoły jeszcze przez rok, bo prowadziła klasę maturalną. Z niektórymi uczniami kontakt utrzymuje do dziś.

Po trzecie: intuicja

Inaczej niż wszyscy:
Inaczej niż wszyscy:
Większość członków rodziny Dominiki Żak to nauczyciele szkolni i akademiccy. Trudno im było zrozumieć, gdy rzuciła studia doktoranckie i otworzyła firmę handlującą butami.
TOMASZ_GOTFRYD

Ze studiów doktoranckich zrezygnowała wcześniej. W 2005 r. zarejestrowała DeeZee i całkowicie poświęciła się biznesowi. To był szok dla jej nauczycielsko-akademickiej rodziny.

– Patrzyli na mnie jak na wariatkę. Nie wierzyli, że się uda. Całe życie mi wpajano, że najważniejsze, to żeby piątego dnia miesiąca były na koncie pieniądze. A ja zrezygnowałam z comiesięcznych poborów! Miałam jednak przeczucie, że czeka mnie coś wielkiego. I nie było takiego dnia, żebym żałowała tej decyzji – opowiada Dominika Żak.

Przyznaje jednak, że dużo się musiała nauczyć.

– Nie wiedziałam nic o prowadzeniu firmy, a nie było takiego jak dziś dostępu do informacji. Nie wiedziałam nawet, gdzie ich szukać. Musiałam się dowiedzieć, co oznacza cena brutto i netto. Dopiero księgowa mi wyjaśniła, że jest podatek VAT – mówi prezes DeeZee.

Jej dziewięcioletnia córka pewnie nie będzie miała takich problemów.

– Chciałabym uczyć dzieciaki podstaw inwestowania, wyjaśnić im, co to są podatki. Gdy rozmawiam z córką, nie rozumie znaczenia niektórych słów. Staram się więc ją uczyć. Gdy daję jej kieszonkowe, proszę, żeby 20 proc. przeznaczyła na cele charytatywne, z czym nie ma problemu, bo kocha zwierzęta, a 20 proc. spróbowała odłożyć – mówi Dominika Żak.

W prywatnej szkole jej córki, pewnie zresztą w każdej szkole, takie lekcje prowadzone przez mamę biznesmenkę byłyby mile widziane.

– Na razie jestem sfokusowana na spółce i rozwoju osobistym – zaznacza jednak pani prezes.

Po czwarte: guru

Nos do interesów:
Nos do interesów:
Ekspertyza w mediach społecznościowych spowodowała, że właściciel CCC zwrócił uwagę na niewielką firmę DeeZee.
TOMASZ_GOTFRYD

Przełomowym rokiem dla DeeZee był 2012. Wszyscy już wiedzą dlaczego? Nie? Właśnie wtedy pojawiły się w Polsce media społecznościowe.

– To był wtedy darmowy ruch. Pisałam tyle postów, ile dawałam radę, czasem 10 dziennie, każdy z nich przyprowadzał klientów. Mój chłopak odbierał telefony, odpisywał na mejle. Ja zanosiłam paczki na pocztę. I tak to się kręciło, aż w 2018 r. dostałam telefon: – Dzień dobry, mówi wiceprezes CCC. Pani Dominiko, dostałem pani numer od znajomego, czy możemy się spotkać jutro? To był majowy weekend, u mnie grill, goście, sprawdziłam, że z Krakowa do Polkowic jedzie się pięć godzin, musiałam zostawić gości i w sobotę rano pojechaliśmy z jednym ze wspólników – opowiada Dominika Żak.

W CCC przedstawiciele DeeZee poszli na tour po fabryce.

– Wtedy przyszło onieśmielenie, zobaczyłam, jaki to gigant. Miałam poczucie, że jestem mikroprzedsiębiorcą, mieliśmy 18 mln zł przychodów. Powiedziano nam, że mamy teraz 20 minut na rozmowę z panem Dariuszem Miłkiem. Gdy weszliśmy, powiedział: – Proszę mi opowiedzieć o tych social mediach. Opowiedziałam, jak założyłam Facebooka i Instagrama, jak je prowadzę. Pytał również, w jaki sposób przekładają się one na sprzedaż. Odpowiedziałam, że to główne źródło ruchu. Zawołał swoją asystentkę i polecił anulować wszystkie spotkania tego dnia. Ani razu nie padło pytanie, czy spółka zarabia – opowiada prezeska.

O twórcy CCC wyraża się w samych superlatywach: wizjoner, jej biznesowy guru (choć wzoruje się też na wielu kobietach).

Potem był obiad, podczas którego przedstawiciele CCC na pół godziny zostawili gości samych. Gdy wrócili, Dariusz Miłek przyniósł tablice, na których rozpisał transakcję przejęcia większościowego pakietu.

– Tyle firm się do nas zgłaszało, że chcą inwestować. Od dwóch lat prowadziliśmy rozmowy, ale nikt mi nie pasował, a rozmowy się przeciągały. Powiedziałam panu Miłkowi, że muszę przemyśleć ofertę, odparł, żebym wróciła do Krakowa i następnego dnia do 14 zadzwoniła. Pięć minut przed tym terminem zadzwoniłam. Powiedziałam tak i w niedługim czasie transakcja była zakończona – mówi Dominika Żak.

Dawni właściciele DeeZee zostali z 25 proc. udziałów, z których 65 proc. ma Dominika Żak, 20 proc. Paweł Grzebyk, pozostała część należy do trzech mniejszościowych udziałowców.

– DeeZee było wtedy w takim momencie, że nie mieliśmy pieniędzy na dalszy rozwój i potrzebowaliśmy inwestora, żeby rosnąć. Od transakcji z CCC urośliśmy pięciokrotnie, średnio po 100 proc. rocznie. W ubiegłym roku wzrost wyniósł 58 proc., bo w drugiej połowie wdrażaliśmy systemy informatyczne, m.in. sprzedażowe, co troszkę się przedłużyło, ale już w lutym 2022 r. notowaliśmy wzrost o 98 proc. Czy uda się go utrzymać, zobaczymy. Jesteśmy obecni na pięciu rynkach (ze względu na sytuację zablokowaliśmy sprzedaż w Ukrainie). W pandemii też udawało nam się rosnąć, chociaż poziom stresu był ogromny. Nikt w magazynie ani zarządzie nie zachorował, bardzo dbaliśmy o bezpieczeństwo – mówi prezeska.

Od listopada ubiegłego roku DeeZee do butów dodało ubrania, które dziś stanowią już 36 proc. sprzedaży.

– Przez te ostatnie cztery lata pan Miłek motywował do rozwoju, do wzrostu, powtarzał: czekam na 100 milionów sprzedaży – mówi Dominika Żak.

W grudniu 2021 r. udało się przekroczyć tę granicę. Jak na to zareagował Dariusz Miłek? Powiedział: – Czas na miliard.