Matejko zbierał papierki po cukierkach

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2016-04-13 22:00

Czas przyznać, że o Matejce nie wiemy nawet tego, że stać nas na jego prace. Tymczasem światowy rynek rysunków wzrósł od 2005 r. już 6 razy.

W ostatniej dekadzie aukcyjny obrót rysunkami zwiększył się z 0,5 mld USD do 3 mld USD, ale liczba transakcji zdołała się tylko podwoić, wynika z danych Artprice o światowych licytacjach. Nieskomplikowany rachunek wskazuje, że prace z tej kategorii podrożały, ale przeciętna cena rzędu 22 tys. USD (82 tys. zł) ewidentnie trochę się nie zgadza — zwłaszcza że w szkice naczelnego piewcy narodowego oręża można zainwestować już od kilku tysięcy złotych.

PERSPEKTYWA WZROSTU:
PERSPEKTYWA WZROSTU:
Nikifor był mistrzem perspektywy, ale rynek jego obrazów większe zwyżki ma prawdopodobnie jeszcze przed sobą. „Krynica miasto” licytowana będzie od 2,5 tys. zł.
SOPOCKI DOM AUKCYJNY

Smok dyktuje stawki

O tym, że postrzeganie rysunków jako inwestycyjnych aktywów zmieniło się radykalnie, można się przekonać nie tylko śledząc oferty aukcji, ale też przeglądając relacje z międzynarodowych targów czy, ostatecznie, odwiedzając muzea. Rozwój rynku jest bardzo wyraźny, ale średnia cena jest tak wysoka głównie dlatego, że za prawie trzy czwarte aukcyjnego obrotu w tym segmencie odpowiadają kolekcjonerzy z Chin i Hongkongu. W tradycyjnej azjatyckiej sztuce linie kreślone na ryżowym papierze mają trochę inne znaczenie niż rysunki w kulturze europejskiej — w naszym kręgu znacznie trudniej jest im wyjść z cienia malowanych na płótnie obrazów, nawet jak mają zbliżony rynkowy potencjał. Rekordowo wylicytowany rysunek kosztował co prawda 107 mln USD (401 mln zł), ale jego wynik tylko tę regułę potwierdził, bo pastelowa praca była jedną z wersji olejnego „Krzyku” Edvarda Muncha — który pod względem rozpoznawalności wśród początkujących inwestorów dorównuje nawet dziełom Matejki.

Niskie progi

Karton to rodzaj szkicu wykonywanego dla kompozycji wielkoformatowych, na przykład fresków. Jan Matejko pozostawił po sobie kilkaset prac na papierowym podłożu, ale na czwartkowej aukcji licytowane będą właśnie fragment kartonu do plafonu — czyli malowidła na suficie — i wykonany ołówkiem zarys postaci Józefa Dietla. Obie kartki mają około 10 cm, przy czym cena wywoławcza pierwszej to 12,5 tys. zł, a drugiej 6,5 tys. zł, podczas gdy za olejny obraz tego autora pół roku temu zapłacono w austriackim domu aukcyjnym 280 tys. EUR (1,2 mln zł). Podstawowy argument za rysunkami sam się więc nasuwa — w przypadku artystów tak znanych, że na rynku prawie nieosiągalnych, dają możliwość zainwestowania przy dużo niższym progu. Jak wynika z aukcyjnych danych, w ubiegłym roku na licytacje wystawiono jednak 20 obiektów autorstwa Jana Matejki — nie były więc wcale niedostępne — ale trzeba zaznaczyć, że znalazły się wśród nich tylko dwa obrazy olejne. Chociaż niższa cena zadziałać może zachęcająco, nastawiając się na kolekcjonowanie prac na papierowym podłożu, trzeba mieć świadomość, że będą znacznie bardziej podatne na uszkodzenia niż olejne malowidła. Szybko się osypujących pastelowych zarysów nie powinno się umieszczać w przypadkowej oprawie, wieszać na dobrze oświetlonej ścianie czy nawet w pobliżu często otwieranego okna, przez które wpadałoby zbyt wilgotne powietrze. Jeśli inwestor planowałby zrealizować ekstrawaganckie marzenie o obrazie Matejki w łazience, chyba mniej ryzykowałby już, wieszając nobliwie upozowany portret z austriackiej aukcji.

Papiery śmieciowe

„Matejko z Krynicy” przyszedł na świat dwa lata po śmierci Matejki z Krakowa i, jak udało się niedawno ustalić, nazywał się Epifaniusz Drowniak. Imienia i nazwiska aspirującego do roli lokalnego Matejki Nikifora nie używa się dlatego, że sam artysta nie umiał nawet pisać i — jeśli już dopiski na jego pracach są do rozszyfrowania — odczytać można z nich na przykład, że rysunek kredkami czy akwarela to „pamiątka z Krynicy”. Inwestor zachowujący czujność stwierdziłby właśnie, że akwarelowe może być malarstwo, a nie rysowanie, więc Nikifor jest zupełnie nietrafionym przykładem — na rynku sztuki jednak znacznie bardziej istotne od techniki wykonania jest w tym przypadku podłoże, które jest papierowe, bo z biedy malarz pracował nawet na kartkach ze zużytych zeszytów, papierze do pakowania i opakowaniach po papierosach czy czekoladkach. W aukcyjnym obiegu pojawiają się czasem pisane w jego imieniu listy proszalne, w których zwraca się o trochę farby, zapewniając przy tym, że będzie sprzedawał swoje obrazki bardzo tanio — list może tymczasem osiągnąć cenę 4 tys. zł, bo na jego marginesach wyrysowane są typowe dla Nikifora ozdoby. Na czwartkową aukcję wystawione zostaną natomiast dwie prace, z czego przedstawiająca grupę świętych licytowana będzie od 1,2 tys. zł, a zatytułowana „Krynica miasto” od 2,5 tys. zł. Chociaż te obrazy mają po kilkanaście centymetrów, spora część oferty ma pocztówkowy format, więc średnia cena na aukcjach utrzymuje się od kilku lat na poziomie 1,9-2,1 tys. zł, przy czym po premierze filmu o artyście stawka nieznacznie wzrosła. Powodem, dla którego niewielkie widoki niedosłyszącego i mającego problem z mową autora pozyskiwane są nawet do zagranicznych zbiorów, jest — wbrew pozorom — m.in. ich monumentalizm. Za pomocą odpowiedniego zaznaczenia perspektywy, osi symetrii i przy doborze nietypowej kolorystycznej gamy, każda cerkiew, ratusz, pagórek czy dworzec kolejowy wyglądają na elementy dominujące, kompletnie nieograniczone swoją pocztówkową skalą. Jedyny poważny problem, jaki mają, to że są dziełami z nurtu prymitywizmu, co oznacza, że bez specjalnego zaangażowania można stwierdzić, że dałoby sobie z nimi radę kilkuletnie dziecko. Poza nieosiągalnością dzieł Matejki i malarskością akwareli do grupy dobrze trzymających się stereotypów dołącza więc twórczość Nikifora, prosto z gablotki w przedszkolu.