Max wgryza się w nadwiślański rynek

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2017-04-04 22:00
zaktualizowano: 2017-04-04 19:32

Znana szwedzka sieć z hamburgerami po latach podjęła męską decyzję. Otwarcie we wrześniu, choć moment nie jest najlepszy.

Niektóre historie nigdy się nie kończą. Max, znana szwedzka sieć fastfood, która na rodzimym rynku ściga się z McDonald’sem jak równy z równym, wchodzi do Polski. Robi to od… 2010 r. W tym roku jednak projekt nabrał przyspieszenia — firma wynajęła ludzi i na horyzoncie zamajaczył wrześniowy termin otwarcia pierwszego lokalu.

ARC

Max a Mc

„Polska ma ogromny potencjał (…) W Szwecji udało nam się coś, co nie udało się nikomu w hamburgerowym biznesie. W kilku rejonach wyparliśmy McDonald’sa i przejęliśmy jego restauracje. Jesteśmy najbardziej zyskowną siecią w Skandynawii i mamy nadzieję, że w Polsce będzie podobnie” — powiedział Richard Bergfors, prezes Maksa, w rozmowie z „PB” w 2010 r.

Po spotkaniach z potencjalnymi franczyzobiorcami zapowiedział pierwsze otwarcie w 2012 r. Żadnego lokalu jednak w tym czasie nie otwarto. Masse Biouki, dyrektor ds. rozwoju Maksa, tłumaczył wówczas na łamach „PB”, że rozmowy z partnerami w Polsce wciąż trwają. Po kolejnych pięciu latach coś drgnęło. W tym tygodniu doradzaniem firmie Max Poland, reprezentującej szwedzką Max Hamburgerrestauranger, pochwaliła się kancelaria Chmaj i Wspólnicy.

Polscy prawnicy odesłali nas z pytaniami do centrali Maksa, a centrala — do Polaków zatrudnionych do rozwoju firmy, którzy… odesłali nas z kwitkiem. Udało nam się ustalić, że pierwszy lokal ma ruszyć we wrześniu.

We wcześniejszych zapowiedziach Maksa pojawiały się Gdańsk i Warszawa jako pierwsze kierunki ekspansji. Obecnie sieć ma 120 lokali, obroty sięgające 220 mln EUR i 5,4 tys. pracowników. Poza Szwecją widać ją, choć na bardzo małą skalę, w Danii, Norwegii i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Na swojej stronie internetowej firma podaje, że poszukuje franczyzobiorców — nie tylko w Polsce, ale też we Francji, w Niemczech, Holandii i krajach Zatoki Perskiej.

Znani i nie

— Główną barierą dla sieci może być to, że nie jest w Polsce znana. Gdy wracał tu Burger King, był marką istniejącą w świadomości konsumentów — zwraca uwagę Jarosław Frontczak, analityk PMR. Drugim problemem, jego zdaniem, będzie brak dobrego miejsca. Galerie handlowe i ulice są już oblegane przez największych graczy.

— Wspomniany Burger King po trzech latach ma dopiero 50 placówek, a rozwijają go trzy firmy, m.in. AmRest, mający wielkie doświadczenie i ogromną skalę działania. Moda na hamburgery już raczej nie przybiera na sile. Wysyp różnych konceptów bazujących na tym produkcie — food trucków i lokali stacjonarnych — zaczął się 2-3 lata temu. Wtedy też narodziły się nowe sieci, np. Bobby Burger. Już w zeszłym roku rozwój części z nich się zatrzymał, co dowodzi, że rynek powoli się nasyca — tłumaczy Jarosław Frontczak.

Ostatecznie sukces lub porażka nowego szyldu będą zależały od ceny, smaku i marketingu. — Nie jest to jednak idealny moment na wejście do Polski — zaznacza analityk.

Wojciech Mroczyński, członek zarządu rosnącego jak na drożdżach AmRestu, widzi bardzo dużą przestrzeń do wzrostu, również dla burgerów, choć podkreśla, że mówi w kontekście marek należących do portfela jego firmy. Oprócz Burger Kinga AmRest rozwija m.in. KFC, Pizza Hut i Starbucksa.

— W naszej branży w całej Europie jest miejsce na kolejne restauracje, i to we wszystkich segmentach. Tylko w tym roku otworzymy ponad 200 placówek. Do Polski już wiele marek wchodziło i wiele z niej wychodziło. Na pewno widać przestrzeń do rozwoju i zamierzamy ją wykorzystać — twierdzi Wojciech Mroczyński.