— Mamy dramatyczną sytuację. Na koniec roku funkcjonowanie ochrony zdrowia w Polsce będzie zagrożone — uważa Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego.

Mazowieckie szpitale i przychodnie, które nadzoruje marszałek (26 placówek), zamknęły 2018 r. stratą finansową netto.
— Łączne straty w stosunku do 2017 r. wzrosły ponaddwukrotnie. Tylko w naszych samodzielnych publicznych zakładach opieki zdrowotnej — jest ich 17 —wyniosły ponad 85 mln zł i drugie tyle w placówkach działających jako spółki kapitałowe — jest ich 9 — informuje Adam Struzik.
Jego zdaniem problem pogarszających się wyników finansowych w samorządowych placówkach zdrowia wynika przede wszystkim ze znaczącego wzrostu wynagrodzeń personelu medycznego w ostatnich miesiącach.
— Ustawowe podwyższenie podstawowej pensji dla lekarzy spowodowało wzrost kosztów, które nie są na wystarczającym poziomie refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia — mówi Adam Struzik.
Nawiązał w ten sposób do ubiegłorocznej decyzji rządu o podniesieniu w pensji zasadniczej dla rezydentów i lekarzy deklarujących pracę w jednym szpitalu (w przypadku „lojalnych” był to wzrost z 4,5 do 6,7 tys. zł). To rezultat negocjacji z protestującymirezydentami. Zdaniem marszałka presja na wzrost płac nadal jest duża.
— Wyliczyliśmy, że łączny koszt wzrostu wynagrodzeń podmiotów leczniczych nadzorowanych przez samorząd województwa tylko w lutym tego roku wyniósł 7,3 mln zł. Gdy to wszystko zsumujemy i pomnożymy przez 12 miesięcy, to okaże się, że w tym roku zabraknie 87,6 mln zł na same płace dla personelu medycznego w relacji do transferów z Narodowego Funduszu Zdrowia — mówi Adam Struzik.
— Roszczeniowość personelu medycznego jest w tej chwili ogromna, sięga 50 proc. poziomu obecnych stawek. Jesteśmy postawieni w sytuacji podbramkowej, bo naszym zadaniem jest zapewnić dostęp do świadczeń pacjentom, a nie jesteśmy w stanie już pokrywać konsekwencji wzrostu wynagrodzeń — mówi Jarosław Rosłon, dyrektor Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego.
Zdaniem Adama Struzika i dyrektorów mazowieckich placówek medycznych na wzrost strat szpitali w ubiegłym roku wpłynęło też niedofinansowanie większości świadczeń przez Narodowy Fundusz Zdrowia, a także wzrost cen zamawianych towarów i usług, np. prądu.
— W ubiegłym roku za energię płaciliśmy 2 mln zł, w tym płacimy 4. Tych kosztów fundusz nie pokryje — mówi Teresa Bogiel, prezes Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego.
Zarząd województwa szacuje, że w 2018 r. straty finansowe poniosło 11 mazowieckich placówek, na koniec tego roku ich liczba zapewne wzrośnie.
- Nasze kłopoty finansowe pogłębiają się począwszy od połowy 2018 r. W pierwszym kwartale tego roku mieliśmy 10 mln zł straty - mówi Stanisław Kwiatkowski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Płocku.
Jego zdaniem, problemy szpitala wynikają również z braku lekarzy w regionie płockim i ich "postawy dyscyplinarnej i etycznej".
- Staramy się, jak możemy, żeby zapewnić całodobową opiekę na 22 oddziałach szpitala. Na szpitalny oddział ratunkowy (SOR), gdzie na dobę przyjmuje się między 200 a 280 pacjentów, ściągamy lekarzy praktycznie z całej Polski. Tam nikt nie chce pracować - mówi Stanisław Kwiatkowski.
Inni dyrektorzy mazowieckich szpitali również podkreślą, że wielu lekarzy ucieka do prywatnej służby zdrowia albo wybiera lepiej płatne, a mniej wymagające specjalności, np. medycynę rodzinną.