McCarthy - reaktywacja - potrzebny od zaraz

Kazimierz Krupa
opublikowano: 2003-08-13 00:00

Rok temu staliśmy nad przepaścią, a teraz uczyniliśmy ogromny krok naprzód — powiedział niegdyś, podobno, bo zniknęło to już w mrokach historii, Władysław Gomułka, niezapomniany towarzysz Wiesław. Co bardziej złośliwi przypisywali mu również stwierdzenie, że kupę już zrobiliśmy, ale mamy też jeszcze kupę do zrobienia.

Oczywiście trudno spodziewać się, że jakikolwiek premier, w jakimkolwiek exposé, powie np. T... K... M... i my wam dopiero pokażemy. Każdy, na swój sposób, zapewnia, że zrobi wszystko „by Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej”. A my mamy pomagać. My pomagamy, tak jak umiemy, tymczasem, z każdym rokiem, deklaracje, zapowiedzi i obietnice coraz mniej pasują do rzeczywistości. Szczególnie właśnie w dziedzinie przejrzystości zarządzania państwem, czystości procedur na styku państwo-biznes. Zaledwie kilkanaście dni temu minister Janik wyrażał zadowolenie, że w międzynarodowych badaniach korupcji uplasowaliśmy się pod koniec piątej dziesiątki, w samym środku stawki. Nie na końcu. Wynik może i byłby dobry, gdybyśmy mozolnie wdrapywali się z ostatniego miejsca i byli już w środku stawki, tyle tylko, że my z każdym rokiem tracimy kilka pozycji. Miast poprawiać swoją lokatę, tracimy w rankingu — inni idą szybciej, sprawniej i prostszą drogą.

Nie przebrzmiały jeszcze słowa ministra od policji, a już kilku jego doradców, o wyjątkowo dziwnych nazwiskach, straciło pracę. Minister obwieścił odniesienie kolejnego sukcesu w walce z korupcją. A dla mnie jest to kolejna porażka, przyznanie się do błędu, że w odpowiednim czasie procedury nie zadziałały. Albo ich nie było.

Teraz trwa prawdziwe polowanie na czarownice, w oparciu o wyjątkowo powierzchowną, na kolanie, na zamówienie napisaną, ustawę antykorupcyjną. Kolejne kontrole, niemalże na wzór komisji senatora McCarthy’ego, działającej w latach pięćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych, badają, czy nie jest ona łamana, obchodzona, omijana. Każdy sukces (wytropienie kolejnego urzędnika łamiącego zapisy ustawy) obwieszczany jest jako kolejny krok na drodze walki z korupcją. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to działanie w myśl zasady: łapać złodzieja, bo w powstałym zamieszaniu łatwiej ukryć się prawdziwemu złodziejowi. Amerykański senator stał się symbolem obśmiewanego później maccartyzmu, przypomnijmy więc, że przewodniczył on komisji do badania lojalności urzędów i obywateli wobec państwa. Jak tak dalej pójdzie, to tęsknota za uwspółcześnioną i ucywilizowaną wersją maccartyzmu będzie się nasilała, a może wręcz stanie się on nieodzowny.