Tytuł „Marsz Polonia” wiele obiecuje. Szczególnie w zestawieniu z „Czerwonym autobusem” Bronisława Linkego na okładce. Można się było spodziewać drapieżnej powieści współczesnej diagnozującej polską chorobę. Opisującej polskie rozdarcie i polską niemoc, naszą skłonność do obcowania z upiorami. Chodziły słuchy, że to druga „Miazga”, „Wesele” podszyte Gombrowiczem z „Nie-boską komedią” w tle. W dodatku powieść z kluczem (Urban, proszę państwa, Jaruzelski, cień Miłosza). Apetyt na wydarzenie literackie i smakowitości towarzyskie rósł.
Nie dziwię się zawiedzionym, sama do nich należę. Piszę to bez satysfakcji, bo cenię prozę Jerzego Pilcha i uwielbiam pisarza, którego sobie obrał za patrona: Tadeusza Konwickiego. Ale coś nie wyszło. Za wiele majaków sennych, widm i gorączki? Za mało jawy? Nie wiem.
Z fiszki: Jerzy Pilch „Marsz Polonia”. Świat Książki, Warszawa 2008