MIESZKO ROZWAŻA ZAKUP MAŁYCH FIRM
Giełdowy producent cukierków poszukuje inwestora strategicznego
TWARDO NA PARKIECIE: W 1998 roku zarząd Mieszka rozważał wycofanie spółki z giełdy. Tomasz Gajdziński, prezes firmy zapewnia, że na razie nie bierze tego pod uwagę. Prezes Mieszka liczy, że wkrótce spółka odzyska zaufanie inwestorów.
fot. Małgorzata Pstrągowska
Nowy zarząd raciborskiej firmy, na czele którego stanął syn poprzedniego prezesa, zamierza w ciągu roku odbudować rynkową pozycję Mieszka. W tym czasie chce też przygotować zadłużoną firmę do sprzedaży inwestorowi strategicznemu.
Mieszko jest jedną z trzech spółek cukierniczych notowanych na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Pomimo upublicznienia pełna władza nad firmą spoczywa nadal w rękach rodziny Gajdzińskich.
Pościg za kapitałem
Tomasz Gajdziński, który od stycznia stoi na czele zarządu spółki, zamierza jednak oddać kontrolę nad spółką inwestorowi strategicznemu. Nie wyklucza, że uda się tego dokonać jeszcze w tym roku.
Mieszko na razie nie znalazł kandydata na inwestora. Nie jest o niego łatwo w sytuacji, w której o wsparcie zabiega wiele firm z branży cukierniczej.
Tymczasem — jak twierdzi prezes — do spółki stale zgłaszają się mniejsze lokalne przedsiębiorstwa z propozycjami współpracy: zawarcia fuzji, przejęcia czy choćby produkcji na zlecenie. Mimo że raciborska firma jest zadłużona na ponad 40 mln zł, prezes Gajdziński zapewnia, że rozważa propozycje dwóch mniejszych producentów. Niewykluczone, że aby zdobyć środki, spółka zdecyduje się na nową emisję akcji.
Trzej muszkieterowie
Na razie młody, trzyosobowy zarząd za punkt honoru postawił sobie wyciągnięcie firmy z dołka, w który wpadła w ubiegłym roku. Fabryka balansuje na granicy utraty płynności finansowej. Za dwa miesiące tego roku odnotowała ok. 1 mln zł straty.
Na razie jednak prezes Mieszka nie chce się wypowiadać na temat planów dotyczących poprawy wyników finansowych spółki z Raciborza.
— Pod koniec kwietnia przedstawimy prognozę wyników finansowych. Ten rok na pewno będzie dużo lepszy od poprzedniego — m.in. dzięki temu, że poprzedni zarząd, którym kierował mój ojciec, już w ubiegłym roku zaczął restrukturyzować firmę. Przedsiębiorstwa, które dopiero teraz zabierają się do redukcji kosztów, mogą nie przetrwać na oblężonym rynku — uważa Tomasz Gajdziński.
W ubiegłym roku Mieszko przeżył podobne załamanie, jak inne firmy z branży.
Kryzys udowodnił, że znaczna część produkcji fabryki, wysyłana na wschodnie tereny Polski, wyjeżdżała za granicę.
— Na początku roku, jeszcze przed krachem, zmieniliśmy kierunki dystrybucji ze ściany wschodniej na zachodnią. Podzieliliśmy kraj na trzy dystrykty handlowe, z centralami w Poznaniu, Katowicach i Warszawie. Efekty było widać już w połowie roku — zapewnia Tomasz Gajdziński.
Do ciepłych krajów
Mieszko ratuje się ucieczką na rynki zachodnie. Wysyła swoje wyroby do USA, Kanady, Emiratów Arabskich i Izraela, szuka też nowych miejsc: już posyła słodycze do Urugwaju, a teraz nawiązuje kontakty z klientami niemieckimi. W ciągu roku zarząd chciałby zwiększyć eksport z 10 do 15-20 proc. produkcji fabryki.
Nadzieja w sieciach
Bardzo duże nadzieje firma wiąże z sieciami handlowymi. Mieszko zdecydował się na współpracę z hipermarketami, wbrew krążącej wśród krajowych konkurentów opinii o nieopłacalności takich związków.
— Od kilku dni sprzedajemy nasze słodycze w sieci Geant. Jesteśmy obecni także na półkach Macro Cash and Carry, Leclerca, Plusa i Minimalu. Ze sprzedaży w sieciach pochodzi 15 proc. całych obrotów firmy. Wejście do sieci handlowej kosztuje, ale to są środki, które firma handlowa przeznacza na inwestycje. Jeżeli sieć się rozwija — my rozwijamy się razem z nią — podkreśla prezes Gajdziński.