Trochę po cichu w ministerstwie kultury pojawiła się koncepcja Polskiego Centrum Kinematografii — bytu konsolidującego przemysł filmowy w Polsce. Ma produkować filmy i pełnić rolę edukacyjną — na kształt Centrum Nauki Kopernik. Bazą ma być Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, ale ma do niej zostać włączona też Filmoteka Narodowa (choć jej szef na razie nic o tych planach nie wie). Mówi się również o quasi-państwowych studiach filmowych.
— To Mosfilm po polsku. Jeśli otrzymam kompletną analizę wpływu tej instytucji na rynek, to być może poprę tę koncepcję. Na razie mi się ona nie podoba — mówi Iwona Śledzińska- Katarasińska, przewodnicząca sejmowej Komisji Kultury.
Posłowie pytali wczoraj Piotra Żuchowskiego, wiceministra kultury, i Jerzego Barta z PISF-u, co to właściwie ma być za instytucja, po co powstaje i ile ma kosztować.
— Chcemy zachować instytucje, które w rynkowych realiach nie mają szans funkcjonowania. Trzeba tworzyć mechanizmy, które dadzą szanse na pojawienie się rzeczy istotnych z punktu widzenia kultury wyższych wartości (…)Przekształcenia mogą się odbyć tylko i wyłącznie na podstawie autonomicznej ustawy, która ma być przedłożona pod obrady Sejmu we wrześniu — mówił Piotr Żuchowski posłom komisji.
— Obawiam się, że ta instytucja i powiązani z nią twórcy byliby najpoważniejszym beneficjentem dotacji PISF. Młodzi twórcy mieliby wtedy problem ze zdobyciem pieniędzy na filmy — mówi Anna Grodzka, posłanka Ruchu Palikota. Ten pomysł to skok na kasę — oceniają filmowcy. Pod apelem przeciwko takim zmianom w kinematografii podpisało się 380 osób, m.in. Kazimierz Kutz, Krzysztof Krauze czy Maciej Strzembosz.
— Ładowanie grubych pieniędzy w olbrzymią inwestycję, szacowaną na 100-300 mln zł, w obecnej sytuacji gospodarczej, może się okazać ruchem pozbawionym ekonomicznego sensu — mówi Sebastian Buttny, reżyser, prezes Stowarzyszenia Film 1,2 i inicjator apelu przeciwko powołaniu polskiego Mosfilmu.
— Jest to odtwarzanie starych struktur naczelnego zarządu kinematografii. Obawiam się, że prywatni producenci będą załatwiać własne interesy na boku. Odtwarzamy instytucję na kształt gigantycznego Elewarru — mówi Piotr Szulkin, producent filmowy, sygnatariusz apelu.
— Podpisałem apel, bo chcę wspierać młodych filmowców. Ale być może pomysł Centrum Kinematografii jest dobry. Widzę, co się stało z polskim przemysłem filmowym i mam nadzieję, że uda się uratować resztki dawnej świetności — komentuje Kazimierz Kutz, reżyser filmowy.