— Nikt nie może się czuć bezpieczny — takie słowa usłyszeliśmy od wysoko postawionego polityka Platformy Obywatelskiej. Słowa dotyczą prezesów największych spółek kontrolowanych przez skarb państwa. Wszystkich, bez wyjątku.
— Każdy zostanie wezwany do tablicy. Są to w większości sprawni menedżerowie, ale sprawnych menedżerów jest przecież na rynku wielu. A potrzebna jest świeża krew — kontynuuje nasz rozmówca. Nie ukrywa, że chodzi o rozdanie na czasy „po Grzegorzu Schetynie i Aleksandrze Gradzie”, czyli byłym marszałku Sejmu i byłym ministrze skarbu, którzy rozdawali karty w poprzednim rządzie.
Bez wyjścia
Miotła poszła w ruch w zeszłym tygodniu. Tomasz Zadroga złożył rezygnację z funkcji prezesa Polskiej Grupy Energetycznej, bez wątpienia wymuszoną. Wczoraj przyszła kolej na Michała Szubskiego, szefa PGNiG. Złożył rezygnację z „powodów osobistych”, a potem dodał (w komunikacie dla PAP), że „podstawowym motywem decyzji jest pozostawienie bez rozstrzygnięcia przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki kwestii zatwierdzenia taryfy PGNiG na rok 2012”. Jak wskazują nasze źródła, Michał Szubski miał wybór: dostał propozycję objęcia stanowiska w jednej ze spółek z grupy PGNiG. Miał weekend na refleksję. Wybrał rezygnację.
— To była jego decyzja. Wolał sam odejść, niż zostać wyrzuconym — podkreśla jeden z bliskich współpracowników Michała Szubskiego. Dla rynku to zaskoczenie.
— Nic nie zapowiadało zmian na stanowisku prezesa PGNiG — komentuje Kamil Kliszcz, analityk DI BRE.
Dobry prezes, musiał odejść
O ile Tomasz Zadroga bywał kontrowersyjny, o tyle Michał Szubski ma opinię sprawnego i kompetentnego menedżera, również w kręgach rządowych. Został wybrany na stanowisko prezesa PGNiG, w drodze konkursu, w marcu 2008 r. W styczniu 2011 r. ponownie wygrał konkurs, a kadencja miała trwać do marca 2014 r. Michał Szubski nie ukrywał nigdy, że fotel prezesa PGNiG uważa za gorący. Mimo to podjął wyzwanie. Pod jego kierownictwem
PGNiG renegocjowało kontrakt na dostawy gazu z rosyjskim Gazpromem, gdy krajowi groził deficyt paliwa. Za rządów Szubskiego PGNiG postanowiło skierować sprawę przeciwko Gazpromowi do Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie, ponieważ Rosjanie nie zgodzili się na obniżkę ceny gazu. Były już prezes zaangażował PGNiG w poszukiwania gazu w złożach łupków w kraju oraz w poszukiwania gazu w północnej Afryce, zintensyfikował też działania na Szelfie Norweskim. Wynegocjował również przejęcie Vattenfall Heat Poland, największej akwizycji w historii PGNiG.
Od miedziowych plotek
Następny w kolejce? Nasi informatorzy wskazują na Herberta Wirtha z KGHM, który wygrał konkurs na prezesa w lipcu 2009 r., a wcześniej pracował jako wiceprezes miedziowej firmy. Z informacji „PB” wynika, że miał zostać odwołany już w zeszłym tygodniu, ale resort skarbu nie chciał dodatkowo podsycać zamieszania wokół spółki, wywołanego ogłoszeniem nowego podatku oraz planowanym przejęciem kanadyjskiej Quadry. Teraz prezes KGHM jest w Chinach, jako członek delegacji prezydenta Bronisława Komorowskiego. Czy po powrocie należy już liczyć dni?
Rynek zaczyna się już przyzwyczajać do tej myśli.
— Biorąc pod uwagę widoczną epidemię zmian na stanowiskach prezesów spółek kontrolowanych przez skarb państwa, hipoteza o zmianach w zarządzie KGHM nie może być wykluczona — uważa Paweł Puchalski, szef działu analiz DM BZ WBK.
W jego ocenie informacja o odejściu prezesa Herberta Wirtha zostałaby jednak przyjęta przez rynek jednoznacznie negatywnie.
— Trudno byłoby mi wskazać ewentualną merytoryczną przyczynę jego odwołania. Herbert Wirth miał wprawdzie szczęście, trafiając z prezesurą w okres wysokich notowań miedzi i srebra, ale też nie próżnował. Nie dopuścił do wzrostu podstawy płac, dywersyfikuje zarówno bazę zasobową (projekty Afton-Ajax i Quadra), jak i podstawową działalność spółki (budowa własnych bloków energetycznych) — wylicza Paweł Puchalski. Podobnego zdania jest Michał Marczak, szef analityków DI BRE Banku.
— Duża część rynku uważa, że obecny zarząd KGHM jest najlepszym zarządem w giełdowej historii tej spółki — stwierdza Michał Marczak.
Karuzela się rozpędza
Spekulacje nie omijają też Jacka Krawca, prezesa PKN Orlen (wygrał konkurs na drugą kadencję w marcu 2011 r.). Jak twierdzi nasze źródło, decyzja w jego sprawie nie zapadła. Bezpieczni — na razie — mogą się czuć Zbigniew Jagiełło z PKO BP (wygrał konkurs w marcu 2011 r.) i Andrzej Klesyk z PZU (też wygrał konkurs w marcu 2011 r.).
— Jeśli obejmą ich zmiany, to w ostatniej kolejności. Skarb nie chce ryzykować zamieszania w kryzysie, kiedy może potrzebować tych instytucji do ratowania płynności sektora finansowego — przekonuje nasz rozmówca.
Skarb rozpętał epidemię zmian
PGE i PGNiG są już bez prezesów. Miotła zbliża się do KGHM 4
Po wymuszonych rezygnacjach Tomasza Zadrogi (z lewej) i Michała Szubskiego (z prawej) kolejny do zwolnienia jest prezes Herbert Wirth. Nie pomogą mu nawet wysokie noty analityków. Nikt nie może czuć się bezpieczny — twierdzi źródło w PO. W takim razie po co organizowano konkursy i wynajmowano headhunterów?