Wywiad z Andrzejem Mleczką: równie lapidarny jak rysunki krakowskiego satyryka. O sztuce i planach, bo choć wciąż rozkręca jakiś biznes — dwie galerie, pub, sklep internetowy — rozmawiać o pieniądzach nie lubi.
„Puls Biznesu”: Dobry rysunek?
Andrzej Mleczko: Błyskotliwy i inteligentny.
Kim jest odbiorca?
A.M.: Do galerii przychodzą ludzie, którzy mają podobny stosunek do świata. Zdarza się nam rozmawiać, niekoniecznie o rysunkach. Dogadujemy się...
Przychodzą i kupują....
A.M.: ...najczęściej koszulki i kubki. Rzadziej rysunki.
Kupując oryginał, można mieć pewność, że jest rzeczywiście jedyny?
A.M.: Jeśli to zagwarantuję, to tak...
Maluje Pan?
A.M.: Namalowałem dwa lub trzy obrazy. Przypominają mi, żebym już więcej nie malował.
Miał Pan galerię w Krakowie. Kolejna — w Warszawie. To wymóg rynku?
A.M.: Okazja — był wolny duży lokal po przystępnej cenie. Ta warszawska galeria jest większa od krakowskiej — ma około 100 m kw.
Miał Pan plany gastronomiczne, co z nimi?
A.M.: Otworzyłem kiedyś pub, jakiś czas działał, dopóki właściciele nie odzyskali kamienicy. Zrobiły się problemy i zrezygnowałem.
Strategia Pańskiego wydawnictwa?
A.M.: Prosta. Wydajemy książki tematyczne. Zbiera się seria moich rysunków i drukujemy ją. Rysunki, które układają się w cykle — np. Pan Bóg, telefony komórkowe, seks...
Trochę ideologii — czy Pana rysunki mają siłę sprawczą, coś mogą zmienić w ludziach?
A.M.: Nie.
Ubiegają się o Pana duże firmy, np. Plus GSM, Wódka Finlandia. Fajny grosz...
A.M.: Mam taką dobrą passę. Dla Wódki Finlandia jest seria rysunków dotyczących tego, jak fantastyczna jest ta wódka.
Czy w Polsce da się żyć ze sztuki? Pana „interesy” to zabawa dochodowa czy raczej deficytowa?
A.M.: Ja żyję. O pieniądzach rozmawiać nie lubię.