Młodość w mundurku

Agnieszka Ostojska
opublikowano: 2002-05-31 00:00

Do pałacu w Wietrznie koło Koszalina dojeżdża się starą drogą, wzdłuż której rosną buki i dęby. Gmach położony jest na wzgórzu, otoczonym przez lasy i jeziora. Uczniowie elitarnej międzynarodowej szkoły razem z nauczycielami mieszkają na pierwszym piętrze w bocznym skrzydle.

Tak wygląda z zewnątrz Międzynarodowa Szkoła Szwajcarska w Polsce. Na razie uczy się tu 16 uczniów — Marco z Niemiec, Artiom z Ukrainy, Inna z Białorusi, Monika z USA. Pozostali to Polacy. Mają od 11 do 14 lat. Wszyscy doskonale mówią po angielsku i w tym języku odbywa się większość zajęć. Po polsku wykłada się matematykę i polski. Dla uczniów z obcym paszportem prowadzone są zajęcia z języków narodowych. Dodatkowe języki to niemiecki, francuski i rosyjski. Na razie są trzy klasy: alfa, beta i gamma. Od nowego roku szkolnego dojdą jeszcze dzieci z pierwszej klasy liceum.

Lekcje rozpoczynają się o godzinie 8.25. Kończą się jednak późnym wieczorem. Osiem godzin zajęć w szkole z półgodzinną przerwą na obiad. Po ostatnim bloku zajęć półtorej godziny przerwy na kolację i znowu półtorej godziny nauki samodzielnej. Praca kończy się późnym wieczorem. Zostaje jedynie czas na spanie.

— Gonią nas strasznie. W poprzedniej szkole kończyłem zajęcia o godzinie 14.00 i miałem wolne. Tutaj uczymy się cały dzień. Brakuje czasu na deskorolkę — skarży się Marco.

Zaraz jednak dodaje, że ta nauka zaprocentuje w przyszłości. Ma 13 lat i chce zostać prawnikiem. Zamierza studiować i pracować w USA bo tamtejsze uczelnie liczą się na świecie.

Absolwent Międzynarodowej Szkoły Szwajcarskiej w Wietrznie będzie mógł się pochwalić brytyjskim i międzynarodowym świadectwem maturalnym. Najlepsi będą zdawać międzynarodową maturę IB.

Strojem obowiązkowym są szare garnitury, z herbem szkoły na piersi, krawat w czerwono-granatowe pasy i biała koszula. Wszystko szyte na miarę przez pierwszorzędnych krawców.

Marco, przyszłemu prawnikowi, mundurki się podobają. Inaczej myśli Patryk.

— Wszyscy będziemy wyglądać tak samo — mówi zniechęcony.

Tak jak większość dzieci w szkole, Patryk ma sprecyzowane plany co do swojej przyszłości. Chce zostać aktorem. Jego idolem jest Cezary Pazura.

Chłopcy najbardziej lubią lekcje informatyki i nauczyciela tego przedmiotu.

— Pan Andrzej od komputerów uczy nas również breakdance’u — mówi Artiom.

Ma 11 lat i jest najmłodszy w szkole. Nie odstaje jednak poziomem wiedzy. Przepada za komputerami i jazdą na deskorolce.

W szkolnej stajni stoją dwa konie, Kuba i Kacper, na których dzieci jeżdżą, kiedy tylko pozwalają im na to obowiązki. W weekendy często całą szkołą odwiedzają pobliską stadninę w Białym Borze, skąd codziennie przyjeżdża do nich instruktorka, pani Ania.

Soboty i niedziele dzieci spędzają na wycieczkach. Żeglują, jeżdżą konno, grają w golfa na polu w Wejherowie. Czasem jadą do Koszalina do kina albo do tamtejszej filharmonii.

W szkole nie ma religii. Rodzice z niej zrezygnowali. Prowadzone są natomiast zaję- cia z etyki i dodatkowo nauka tańca.

— Dzieci uczą się samodzielności. Muszą sprzątać własne pokoje, prać swoje rzeczy. Na początku nie bardzo chciały. Teraz jednak nikt się temu nie sprzeciwia — mówi Antoni B. Jodła, dyrektor szkoły.

Przyznaje, że początkowo były pewne problemy z dyscypliną. Jednego ucznia, często mającego na pieńku z regulaminem, usunięto nawet ze szkoły. Pozostali mimo napiętego programu nie narzekają.

— Wietrzno to szkoła życia. Dzięki temu, że nie mamy jeszcze wielu uczniów, są oni traktowani indywidualnie. Rodzice mądrze zainwestowali. Płacą za to, aby dziecko się uczyło, umiało zorganizować sobie pracę. Chodzi o to, aby wpoić dzieciom, że gwarancją sukcesu jest praca, do której w naszej szkole zdążą się przyzwyczaić — dodaje Antoni B. Jodła.

Komentarz

W Polsce szkoła z internatem wciąż źle się kojarzy. Na Zachodzie na wysłanie dziecka do szkoły z tzw. boardingiem mogą pozwolić sobie tylko nieliczni. Dzieci z bogatych domów są wysyłane do takich szkół po wykształcenie, ale również aby nauczyć się samodzielności. Żelazna dyscyplina i duża ilość nauki powodują, że dzieci nie mają czasu na myślenie o narkotykach, alkoholu czy papierosach, na pokusę których przy wysokim kieszonkowym i dużej pobłażliwości rodziców są najbardziej narażone. Dzieciom w naszej szkole poświęca się często dużo więcej uwagi niż miały jej w domu. Tu nie ma szansy, aby tylko z powodu choroby dziecko czegoś się nie nauczyło. Jest pilnowane, odpytywane. Po prostu musi się uczyć. Najlepsi uczniowie w nagrodę spędzą dwa tygodnie na obozie w Kanadzie i tydzień w Górach Skalistych w USA. Absolwent naszej szkoły, oprócz polskiej matury, będzie miał również maturę brytyjską i międzynarodową. Współpracujemy z ośrodkami uniwersyteckimi w USA i Kanadzie, skąd mamy kilku nauczycieli. Pozostała kadra została starannie dobrana spośród wielu kandydatów startujących w konkursach. Rok szkolny kosztuje tutaj 10 tys. USD. Mało osób w Polsce stać na wysłanie dziecka do takiej szkoły. Ci, którzy mają tu swoje dzieci, wbrew pozorom nie są osobistościami z pierwszych stron gazet. To biznesmeni, którzy odnieśli sukces i mądrze inwestują w rozwój swojego dziecka. Szkoła działa pod patronatem BCC. Najzdolniejsi mogą uzyskać stypendium im. Alberta Schweitzera, przyznawane przez szkołę.

Paweł Bereza prezes Międzynarodowej Szkoły Szwajcarskiej w Polsce