94,6 mln zł, 723,3 tys. EUR, 705 tys. USD, 65 tys. GBP, 21,8 tys. CHF, 50 tys. CAD oraz 28 tys. AUD — nie jest to wyliczanka stanu kasy sieci kantorów, lecz żniwo, które zebrała jedna z największych afer w ostatnich latach. Łącznie ponad 100 mln zł wyparowało z kieszeni tych, którzy zaufali hasłu „Bezpiecznie do celu”.

Takim sloganem reklamował się Finroyal, niesławny parabank, mniejszy brat Amber Golda, upadły z hukiem w 2012 r. Po ponad dwóch latach śledztwa prokuratura bierze w obroty Andrzeja K., twórcę Finroyala. Ten już nie jest podejrzanym, lecz oskarżonym.
— 29 grudnia 2014 r. prokurator z Prokuratury Okręgowej w Warszawie skierował do Sądu Okręgowego w Warszawie akt oskarżenia przeciwko Andrzejowi K., zarzucając mu prowadzenie działalności bankowej bez zezwolenia oraz dokonanie oszustwa na szkodę klientów spółki Finroyal — mówi prokurator Przemysław Nowak z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Sucha krowa
Co zajęło prokuraturze tyle czasu? Gromadzenie akt śledztwa. Materiał dowodowy będzie efektownie prezentował się na telewizyjnych migawkach — to bowiem ponad 300 tomów akt i efekt zeznań ponad 1,8 tys. świadków, z czego 1,7 tys. osób to klienci Finroyala. Średnio każdy z nich przesłał na konta parabanku niemal 60 tys. zł, które, według obietnic Andrzeja K., miały być oprocentowane nawet w skali 15 proc. rocznie.
— Finroyal miał być dojną krową, okazał się wabikiem na naiwnych, zasuszoną krową w nieskończoność przekładającą realizację obiecanych zysków — przyznaje pan Mirosław, który Finroyalowi powierzył ponad 150 tys. zł i przez ostatnie lata stracił nadzieję na odzyskanie choćby części tej kwoty.
— W rzeczywistości pieniądze wpłacane przez klientów nie były inwestowane zgodnie z umowami, lecz przeznaczane na ryzykowne przedsięwzięcia finansowe na rynku walutowym, inwestycje w nierentowne spółki, pokrycie kosztów działalności, w tym reklamę, oraz wynagrodzenie i prywatne potrzeby twórcy parabanku. Część pieniędzy przeznaczana była również na wypłatę odsetek dla wcześniejszych klientów, tworząc tym samym strukturę tzw. piramidy finansowej — dodaje Przemysław Nowak.
Młyn za kratami
Na poczet grzywny wysokości 5 mln zł, jaką zagrożone jest prowadzenie działalności bankowej bez pozwolenia, prokuratura zabezpieczyła aktywa majątkowe Andrzeja K. Sam twórca parabanku odpowiada z wolnej stopy, ale jeśli sąd udowodni stawiane mu przez prokuraturę zarzuty, może stracić udziały m.in. w spółce mającej hektary ziemi w Użrankach nieopodal Mrągowa.
Śledczy doprowadzili także do zabezpieczenia udziałów szefa Finroyala w ośrodku agroturystycznym nieopodal Gryfina. Tam podejrzany zainwestował w odbudowę malowniczego, starego młyna nad Tywą. Czy K. straci ten majątek, dowiemy się zapewne najwcześniej za kilka-kilkanaście miesięcy, afery finansowe sądowe młyny mielą bowiem powoli.
— Prokuratura nie zabezpieczyła żadnej gotówki — przyznaje Przemysław Nowak.
Sam Andrzej K. był wobec prokuratorów rozmowny, a do stawianych mu zarzutów, grożących nawet 10 latami za kratkami, się nie przyznaje.
— Zaprzeczam też, żebym wprowadzał klientów Finroyala w błąd — usłyszeli z ust K. prokuratorzy.