Młodzi na Brutażu

Piotr Gozdowski
opublikowano: 2016-04-28 22:00

Mimo dużego wyboru warszawiacy często mają kłopot ze znalezieniem interesującej ich rozrywki. Jacek Plewicki proponuje im Brutaż — coś między potańcówką przy muzyce elektronicznej a wydarzeniem towarzyskim.

Francuskie słowo bruitage oznacza: efekty dźwiękowe albo udźwiękowienie. Natomiast organizowany przez Jacka Plewickiego polski Brutaż to cykl imprez z muzyką elektroniczną. Jego początki sięgają 2012 r., a w kwietniu w Warszawie rozpoczęła się już druga setka tych imprez. Cykl pączkuje: można na niego trafić w Krakowie, Katowicach, Poznaniu i we Wrocławiu, a nawet przekroczył granice państwowe i czasami odbywa się w Berlinie. Impreza nie tylko zagościła na stałe w kalendarzu fanów elektronicznych dźwięków, ale wybija się ponad wiele podobnych cykli, organizowanych oddolnie lub sponsorowanych przez znane marki.

Jacek Plewicki udźwiękowił nawet Pałac Kultury i Nauki, organizując Brutaż w Cafe Kulturalnej
Marek Wiśniewski

— Brakowało mi imprez, na których mógłbym posłuchać takiej muzyki, jakiej chcę. Początki Brutażu były trochę mniej taneczne, ale teraz chciałbym czegoś pomiędzy, żeby ludzie przychodzili nie tylko spędzać czas na parkiecie, ale też posłuchać dźwięków — mówi Jacek Plewicki, organizator Brutażu.

Zabawa i socjalizacja

Wiele imprez w Warszawie jest podobnych i dość drogich. Duże miasto przyciąga sporo nowych mieszkańców, którzy mają poczucie anonimowości i problemy z odnalezieniem odpowiednich dla siebie rozrywek, przynajmniej na początku. Niedrogie imprezy z oryginalną muzyką są więc dla nich szansą nie tylko na odpoczynek, ale też na socjalizację.

— Przestrzeń w Warszawie jest w bardzo dużym stopniu prywatyzowana, młodzi ludzie mimo wielu możliwości mają trudności ze znalezieniem czegoś dla siebie. Brutaż ma im do zaoferowania coś między imprezą taneczną a wydarzeniem towarzyskim. Chciałbym stworzyć przestrzeń, w której ludzie będą mogli funkcjonować tak, jak chcą, pozbywając się zachowań, jakie wymusza codzienna praca, szkoła czy inne otoczenie. Zależy mi na przyciągnięciu osób, które w wielkim ośrodku czują się wyizolowane albo po prostu samotne — dodaje Jacek Plewicki.

Brutaż nie jest specjalnie promowany ani reklamowany, mimo to wieści o nim roznoszą się lotem błyskawicy. Organizator mówi, że najchętniej zrezygnowałby z publicznej aktywności internetowej, żeby informacje o imprezach były przekazywane z ust do ust. Specyfiką cyklu jest to, że nie odbywa się dwa razy z rzędu w tym samym miejscu. Zazwyczaj są to kluby (także na Pradze) popularne wśród młodzieży i rozpoznawalne na imprezowej mapie miasta. Chociaż zdarzyło się też Jackowi Plewickiemu zorganizować imprezę w Teatrze Powszechnym.

— Trudno znaleźć klub, w którym wszystko jest na takim poziomie, by zapewnić minimum komfortu. Poczynając od nagłośnienia przez przestrzeń czy lokalizację po obsługę z zawsze istotnym problem ochrony. Poza tym klub to bardzo specyficzne miejsce, chciałbym, żeby na Brutażu ludzie czuli się nie tylko dobrze ze względu na muzykę czy otoczenie, ale zachowywali się jak trochę inne istoty, by wytwarzał się swoisty brutażowy mikroklimat — opowiada Jacek Plewicki.

Atutem Brutażu jest autorski i niepowtarzalny dobór DJ-ów. Jacek Plewicki sam ich wynajduje i to różnymi, często zaskakującymi i przypadkowymi metodami. Bo, cytując hasło jednej z imprez: „Trasa do szczęścia prowadzi w większości bocznymi drogami powiatowymi i wydeptanymi leśnymi ścieżkami, wydeptanymi przez nikogo”. Wieczór „na Brutażu” ma być wydarzeniem w pełni kulturalnymi, a w trakcie zdarzają się np. występy performerek.

— Tych 15 zł, które zbieramy przy wejściu na imprezę, nie traktujemy jako biletu czy opłaty, tylko jako składkę na pokrycie kosztów. Nie ma żadnych wyjątków ani listy osób, które mogą wejść za darmo. Zrzucić się muszą wszyscy — mówi Jacek Plewicki.

Pomoc dla uchodźców

Kluby, w których odbywa się Brutaż, nie są duże. Mogą pomieścić kilkaset osób, ostatnio bywa ich 600-700, a rekord jednej nocy to około 1100. Koszty nie są małe: trzeba zapłacić klubowi za wynajem pomieszczeń i grającym, których stawki wahają się od 500 złotych do 500 euro, do tego dochodzą koszty druku biletów. Nie powstrzymuje to jednak Jacka Plewickiego i jego pomocników przed organizowaniem pomocy dla potrzebujących.

— Wydaje mi się, że wokół Brutażu udało się stworzyć niewielkie środowisko ludzi w jakiś sposób w niego zaangażowanych: muzyków, performerów, stałych bywalców, osób razem ze mną to współorganizujących. Jedną z nich jest Jagoda Dolińska, która organizuje pomoc dla migrantów i uchodźców. I na ten cel urządzamy benefity. Pół roku temu odbył się w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich i uzbieraliśmy 13 tys. zł, które przekazaliśmy fundacji pomagającej imigrantom przebywającym na granicy macedońskiej. Teraz robimy benefit w klubie 1500m2 i zysk przekażemy na pomoc migrantom w obozie w Idomeni w Grecji i ofiarom konfliktu w Donbasie. Drobniejsze sumy przekazujemy też po zwykłych Brutażach — informuje Jacek Plewicki.

Oprócz cyklu Brutaży i benefitów organizuje także inną serię imprez tematycznych — Światło. Tam można posłuchać lżejszej muzyki elektronicznej. Sam jest zapraszany jako DJ na imprezy m.in. w Niemczech. Rozpoczął też działalność wydawniczą, niedługo wyjdzie druga płyta sygnowana logo „Brutaż”. Nakłady są limitowane, tłoczone na płytach winylowych.

— Swoją działalnością promuję różne rodzaje muzyki. Moim celem jest wybicie publiczności ze stanu zadowolenia. Dźwięki, które można usłyszeć na Brutażu, schlebiają różnym gustom albo inaczej: żadnemu konkretnemu. Nie lubię za bardzo chodzić na kompromis, ale istotna jest dla mnie równowaga między satysfakcją a niezaspokojeniem, zarówno jeśli chodzi o jakość muzyki, jak i jej odbiór — puentuje Jacek Plewicki. &

© Ⓟ