Niedzielna uroczystość w Wilnie (750-lecie koronacji Mendoga, jedynego litewskiego króla) stała się okazją do dokonania na najwyższym szczeblu cyklicznego przeglądu stosunków Polski i Litwy. Oba państwa odniosły niedawno referendalne sukcesy i mają ambicję odgrywania (ale każde z osobna) roli regionalnego subcentrum Unii Europejskiej. Komunikat po rozmowach prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Rolandasa Paksasa rządzi się standardowymi prawami: będziemy ściśle współpracować i w UE, i w NATO. Jeśli jednak wgłębić się w szczegóły owej współpracy, to miejscami się ona rozłazi — i to miejscami o całkowicie różnym znaczeniu dla obu stron.
Absolutnym priorytetem Polski jest na przykład wzajemne uregulowanie w obu krajach pisowni nazwisk mniejszości narodowych — i dopiero wtedy uznamy, że Litwa spełnia unijne standardy. Litwini natychmiast odbijają piłeczkę: a wy nie chcecie zbudować dawno obiecanego odcinka autostrady „via Baltica”! Im na tej inwestycji zależy wyjątkowo, albowiem w międzynarodowym podziale pracy po wejściu do Unii Europejskiej chcą specjalizować się właśnie w transporcie, zaś stan polskich dróg dusi te tranzytowe zamiary. I nie przyjmują do wiadomości tłumaczeń, iż niemoc Polski w sprawie „via Baltica” nie jest dyskryminacją Litwy czy Łotwy, tylko że po prostu cały program budowy autostrad w Polsce prowadzi „via” ślepy zaułek.
Republiki „obojga narodów” — że przywołamy terminologię Unii Lubelskiej — planują „skoordynowanie wysiłków w sprawie osiągnięcia satysfakcjonujących je zapisów w europejskiej Konstytucji”. Jednak na konkretne pytanie „Pulsu Biznesu”, jakie jest stanowisko Litwy wobec pomysłów zrewidowania Traktatu Nicejskiego (i Traktatu Akcesyjnego), polegających na odejściu w Radzie UE od zasady ważenia głosów i zastąpienia jej systemem opartym wyłącznie na liczbie ludności — prezydent Paksas udzielił odpowiedzi nie na temat, skręcając w stronę współpracy regionalnej. Przypomnijmy, że Polska otrzymała 27 głosów ważonych, Litwa zaś 7 — czyli bardzo dużo, bo gdyby ściśle trzymać się proporcjonalności, to zasługiwałaby na niecałe 3. Zatem na logikę — Wilnu powinno zależeć na obronie ustaleń z Nicei chyba jeszcze bardziej, niż Warszawie. A jednak...