Wicepremier potępia UOKiK, bo odmówił PGE, i ministra skarbu, bo nie odmawia Francuzom
PGE na dziś zapowiada odwołanie w sprawie Energi. Rząd popiera to przejęcie, a o Eneę się spiera.
Polska Grupa Energetyczna (PGE) do piątku ma czas na złożenie odwołania od decyzji Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) zakazującej jej przejęcia gdańskiej Energi. Tomasz Zadroga, prezes PGE, zapowiada, że wniosek trafi do sądu antymonopolowego już dzisiaj. W batalii o Energę narodowego czempiona wspiera rząd. Zdaniem Donalda Tuska, zakup gdańskiej grupy ułatwiłby PGE realizację programu jądrowego i obniżył koszty jego finansowania, co UOKiK powinien wziąć pod uwagę. Eksperci kwestionują jednak ten argument.
— Wydanie prawie 8 mld zł raczej nie pomoże PGE w zrealizowaniu jakichkolwiek innych inwestycji — kwituje Dominik Olszewski, partner w firmie doradczej Saski Partners.
W jego opinii, abstrahując od zasadności decyzji regulatora, nie powinno dojść do połączenia PGE z Energą.
— Administracyjna konsolidacja polskiej energetyki zakończyła się kilka lat temu i nie należy do niej wracać. Teraz jest czas na prywatyzację wszystkich firm z tego sektora. Po odmowie UOKiK sprzedający powinien wrócić do rozmów z pozostałymi inwestorami zainteresowanymi Energą i dokończyć jej prywatyzację, jeśli któryś z nich będzie skłonny zaproponować warunki zbliżone do oferty PGE. Celem powinna być maksymalizacja korzyści ekonomicznych — uważa ekspert.
Ręce na stół
O ile w przypadku Energi rząd wyraźnie gra do jednej bramki —bo decyzję UOKiK potępia też wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak — o tyle nie ma podobnej zgody w przypadku poznańskiej Enei. Aleksander Grad, minister skarbu, jest skłonny sprzedać spółkę francuskiemu potentatowi EDF, co zdecydowanie nie podoba się szefowi koalicyjnej partii.
— Nie rozumiem, dlaczego proces prywatyzacji Enei jest tak mało transparentny. Minister skarbu — zgodnie z polityką rządu — wystawił tę spółkę na licytację, gdzie głównym kryterium jest cena i potrzeby budżetu, ale nie może zapominać o roli strategicznych zasobów przemysłowych, jakimi dysponuje ta spółka, i o tym, jak mogą one zostać wykorzystane przez kupującego. Ta transakcja może zdecydować o przyszłości energetyki atomowej w Polsce. Dlatego kluczową kwestią jest, aby minister Grad nie podejmował pochopnych decyzji. Uważam, że choć nie musi tej transakcji konsultować z Radą Ministrów, w tym przypadku powinien spytać rząd o zdanie —powiedział Waldemar Pawlak w rozmowie z "Pulsem Biznesu".
Wygląda na to, że szef MSP nie chce prosić o pozwolenie.
— To minister skarbu podejmuje taką decyzję i składa pod nią podpis. Muszę być odporny na wszelkiego rodzaju presję i lobbing. Moje decyzje — podobnie, jak w przeszłości — będą zabezpieczały interes skarbu państwa — podkreśla Aleksander Grad.
Kwestia logo
Mimo to wicepremier obawia się o losy programu atomowego, którego harmonogram przyjął wczoraj rząd.
— Jeśli EDF, francuski koncern kontrolowany przez państwo, kupi Eneę, nasz narodowy program rozwoju energetyki atomowej znajdzie się w tarapatach. Francuzi są w stanie znacznie szybciej niż PGE wybudować w Polsce siłownię atomową np. w Elektrowni Kozienice [spółka z grupy Enei — przyp. red.]. Do Ministerstwa Gospodarki docierają opinie, że taki właśnie mają plan. Świadczy też o tym ich strategia — dodaje Waldemar Pawlak.
Jednak ekspertom wizja francuskich elektrowni atomowych w Polsce nie spędza snu z powiek.
— Dopóki konsument ma prąd w gniazdku, nie ma dla niego znaczenia, czyje logo widnieje na elektrowni, która go wyprodukowała. Pod warunkiem, że cena jest przyzwoita, ale o to, żeby nikt nie zdominował rynku, doprowadzając do nadmiernego wzrostu cen, powinni zadbać konkurenci i UOKiK. Przestrzeganie przed dominacją Francuzów i jednoczesne zabieganie o dominację PGE to niekonsekwencja — komentuje Dominik Olszewski.