Na Pragie!

Karol Jedliński
opublikowano: 2009-05-29 00:00

Nie masz cwaniaka nad prażanina, nie masz flaczków nad te z "Różyca". Ukochana przez artystów, nielubiana przez bankierów. Warszawa z prawej strony Wisły.

powiadany z dumą żart nygusów z Brzeskiej:

— Co jest starsze od XVII-wiecznej warszawskiej Starówki? XIX-wieczna Praga!

Bo warszawskie Stare Miasto jest stare jedynie na poziomie piwnic, reszta to budynki odbudowane i zasiedlone parę dekad temu.

— Stolica ma Sejm, urzędników, wielki biznes, ale nie ma swojej legendy — drwią krakusi.

Starówka największego miasta w Polsce leży na uboczu głównego nurtu metropolii. Tętni sztucznym, bo turystycznym, życiem jedynie do zamknięcia barów, czyli do 22. W tym czasie trzy przystanki tramwajowe dalej impreza trwa na całego. Na prawym brzegu Wisły, który wyszedł względnie nietknięty z wojennej pożogi. Gdzie zachowała się "tamta Warszawa", no, może nieco podrapana… Tu baletują miejscowi i ludzie z lewego brzegu. Przez ostatnie lata królową balu pozostaje Fabryka Trzciny przy ul. Otwockiej na Szmulkach, czyli w północnej części dzielnicy. Kwintesencja nowego na starej Pradze.

W papę pod Bazyliką

— Byłem w okolicy, tworzyłem utwór dla salezjanów urzędujących obok bazyliki mniejszej na Szmulkach. Przyjechałem do kościoła zaprezentować kompozycję. Zobaczyłem fabrykę przy Otwockiej. Na bramie wisiała kartka: "Powierzchnie magazynowe do wynajęcia" — wspomina Wojciech Trzciński, właściciel i pomysłodawca modnego przybytku kulturalnego.

Bingo — takiego miejsca szukał, by rozkręcić własny biznes. I tak, związany z Mokotowem geograf z wykształcenia i kompozytor z praktyki, powołał Fabrykę Trzciny. Za swoje, bo żaden bankier, po wizycie na miejscu nie godził się na kredyt.

— A Fabryka od początku, czyli od 6 lat, przynosi zyski — cieszy się Wojciech Trzciński.

Czyli z Pragi da się żyć, a nie tylko kochać ją miłością bezinteresowną, jak to czynią Katarzyna Figura czy Sonia Bohosiewicz. Ale okolica Fabryki Trzciny pozostała nieciekawa. Na dwustumetrowym odcinku między bazyliką a tym artystycznym centrum można spotkać i obejrzeć wiele lokalnych dziwów. Stracić portfel, oberwać w tzw. papę, usłyszeć brzęk tłuczonej szyby samochodowej… Za to w Fabryce zmurszała cegła nie potrzebuje tapety, bo owa zmurszałość, która na nobliwym Mokotowie biłaby po oczach, tu jest atrakcyjna. Ze względu na profil lokalu tzw. towarzystwo woli swoje placówki. Dla nich zresztą ściany bez tynku, kapliczki i ciemne bramy to codzienność. Oni, prażanie z dziada pradziada, tworzą — wraz z lokalną architekturą — ostatnią warszawską legendę. A ona co i rusz przyciąga nowych.

Nowi przy wódce

— Na Pragę patrzy się podejrzliwie. Ale przerobiłem to już na Zachodzie. Tam tzw. najgorsze dzielnice szybko stawały się najatrakcyjniejszymi. Tu są możliwości, tu jest prawdziwe życie — przekonuje Gildas Boursin, prezes spółki Nieporęcka.

Nieporęcka to niepozorna uliczka na tyłach "wódzi", czyli Wytwórni Wódek Koneser. Gildas Boursin jest architektem, pochodzi z Francji, z Tours nad Loarą. Prezesem i mieszkańcem Nieporęckiej został, gdy czterej biznesmeni z Francji i Polski postanowili odremontować kupioną kamienicę i dobudować — z poszanowaniem praskiego charakteru — tzw. plombę na skrawku działki.

— Dotychczasowym lokatorom zapewniliśmy mieszkania zastępcze. W ich miejsce sprowadzili się m.in. malarz, studentka, fotograficzka, właściciel agencji wydawniczo-reklamowej czy szef jednej z praskich galerii — wylicza Gildas.

Z drugiej strony, na Nieporęckiej 12 wciąż mieszka pan Andrzej, dozorca w nieodłącznej czarnej bejsbolówce. Jest klimat.

— Dzieciaki latające po podwórkach, ludzie pozdrawiający się na ulicy, to coś, czego uświadczy się tylko w tych rejonach — uważa Gildas Boursin.

Łukasz Palkowski, reżyser i współautor scenariusza "Rezerwatu", filmu o mieszkańcach Pragi, zgadza się z tą tezą, ale...

— Stara Praga odchodzi w zapomnienie. Spycha ją ekspansja lewej strony Warszawy — te pubiki, teatry. Wszystko, co tam powstaje, nie jest tworzone dla Pragi, lecz dla ludzi z lewej strony. Tamtejsi mieszkańcy kompletnie nic z tego nie mają — żalił się niedawno w jednym z wywiadów radiowych.

Gildas, by podtrzymać atmosferę mimo napływu "obcego elementu", zrobił darmową ściankę wspinaczkową, organizował kino letnie i festyny — atrakcje dla okolicznych małolatów.

Paw na Stalowej

Choć taka ul. Inżynierska jest już nie do uratowania, pozostaje zagłębiem artystów wszelkiej maści. Przędą jako tako, ale atmosfera bohemy i tajemniczość tej części dzielnicy dają im dodatkowego "kopa".

— Pisałam "Pawia Królowej" właśnie na Pradze. Tam się przeprowadziłam i to była moja inspiracja — powtarza Dorota Masłowska.

Przed nią było wielu. Wiech, twórca literackiej postaci Teofila Piecyka, niepoprawnego prażanina, odcisnął swoje piętno pod szemranym adresem Stalowa 1. Tam mieszkał, gdy w latach 20. zeszłego wieku prowadził sklep ze słodyczami na rogu Stalowej i Inżynierskiej. Praga zajmowała ważne miejsce w sercu Leopolda Tyrmanda (sportretował ją m.in. w "Złym", a koszule non-iron kupował tylko na Bazarze Różyckiego), Waldemara Łysiaka czy Marka Nowakowskiego.

Nie brakuje jednak ludzi oglądających ją co najwyżej z tarasu widokowego na 30. piętrze Pałacu Kultury. No, ale nie każdy ma serce po prawej, praskiej stronie.

Karol Jedliński

Foto: Edward Kawecki, Marek Wiśniewski