Na szczęście nie słychać wrzasku

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2015-05-15 00:00

W zestawieniu z czekającymi nas w październiku wyborami parlamentarnymi, prezydenckie zapowiadały się jako nuda. A jednak od godz. 21.01 w minioną niedzielę, gdy podane zostały sondażowe wyniki pierwszej tury (bardzo wiarygodne, chapeau bas!), naród zyskał igrzyska. To znaczy — jego połowa, albowiem frekwencja 48,96 proc. okazała się w wyborach prezydenckich najgorsza w dziejach III RP. Dotychczasowym dołkiem było starcie Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem w 2005 r., gdy w obu turach głosowało 49,74 i 50,99 proc. uprawnionych.

Mimo frekwencyjnej nędzy głosowanie z 10 maja złagodziło nastroje po wyborach samorządowych z listopada 2014 r. Nie słychać jakichkolwiek sygnałów o fałszerstwach. W związku z minimalnym zwycięstwem Andrzeja Dudy wręcz niewyobrażalny jest taki pochód w stolicy, jaki 13 grudnia 2014 r. wrzeszczał „Fałszerze”. Co oczywiście nie wyklucza powtórki, gdyby 24 maja o włos wygrał Bronisław Komorowski. A zatem lepiej, by któryś z rywali wygrał wyraźnie.

Marek Wiśniewski

Pierwsza tura różniła się technicznym szczegółem od wszystkich głosowań w III RP. Nigdy tak dużo wyborców nie przyszło do lokali z własnymi długopisami. Co potwierdza, jak nośna okazała się kosmiczna bzdura o stosowaniu przez wraże komisje pisaków z sympatycznym atramentem. Ale wystąpił również racjonalny syndrom obywatelskiej czujności — głosujący pytali o powód obcięcia prawego górnego rogu karty do głosowania. Celem owego cięcia było umożliwienie zorientowania się w położeniu karty niewidomym, głosującym przy pomocy nakładki. Wyborcy niepokoili się, czy karta nie jest… nieważna, albowiem obcinanie rogu kojarzy się z unieważnianiem np. starego dowodu czy paszportu. Czujność, czujność, jeszcze raz czujność…