Pacyfistyczna powieść Ericha Marii Remarque’a „Na Zachodzie bez zmian”, obrazująca tragedię wojny sprzed stu lat, na szczęście w Europie ma już wartość archiwalną. Przytoczenie jej zmodyfikowanego tytułu dotyczy zupełnie innych okoliczności — naszego spojrzenia za Odrę i Nysę. Ze względów gospodarczo-politycznych i Niemcom, i Polsce, i całej Unii Europejskiej naprawdę przydałoby się wyklarowanie wreszcie sytuacji rządu w Berlinie na kadencję 2017-21 — wszak od wyborów z 24 września upłynęło aż pięć miesięcy… Co prawda kanclerz Angela Merkel realnie odzyskała już pozycję najpotężniejszego decydenta UE, ale formalnie kropki nad „i” wciąż brakuje.

Zjazd Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) wobec kontynuacji tzw. wielkiej koalicji z lat 2013-17 nie miał wątpliwości. W poniedziałek spośród 1001 delegatów zaledwie 27 głosowało przeciwko. Wcześniej koalicyjną umowę zaaprobowała siostrzana Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU) z Bawarii, gdzie CDU nie działa. Brakuje jeszcze pieczęci Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD), w której decyduje nie zjazd, lecz referendum z udziałem 464 tys. płacących składki członków. Wynik ma być znany w najbliższą niedzielę. Na logikę powinien być oczywistością, wszak partia polityczna po to istnieje i startuje w wyborach, aby sprawować władzę. Jednak nastroje w SPD są spolaryzowane — wierchuszka naturalnie przebiera nogami do ministerialnych tek (w tym m.in. finansów), ale partyjny plankton, w tym młodzieżówka, niekoniecznie. Alternatywą wyniku negatywnego byłyby przedterminowe wybory do Bundestagu, pierwsze w historii zarówno NRF/RFN zachodniej, jak i zjednoczonej. Wtedy ponadczasowe przesłanie Remarque’a jednak poszłoby w kąt…