Wraz z narastaniem obaw, czy Ukraina i Polska zdążą z inwestycjami — zwłaszcza transportowymi — na EURO 2012, rośnie liczba papierów uspokajających i UEFA, i opinię publiczną w obu państwach. Wczoraj w Warszawie kolejną deklarację podpisali prezydenci Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko (przy okazji patronując również kolejnemu porozumieniu w sprawie legendarnego odcinka ropociągu z ukraińskich Brodów do Płocka). I dobrze, w końcu zadaniem głów państw jest ocieplanie polityczno-biznesowego klimatu. Jednak ich deklaracja merytorycznie wnosi niewiele, ponieważ nie prezydenci są w sprawie EURO 2012 decydentami.
Nieporównanie większe znaczenie ma szczegółowa i wielowątkowa umowa między Gabinetem Ministrów Ukrainy a Rządem Rzeczypospolitej Polskiej o współpracy przy organizacji finałowego turnieju mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 r., podpisana 28 marca w Kijowie przez premierów Julię Tymoszenko i Donalda Tuska. Zawarta została do 31 grudnia 2012 r., a w życie wejdzie po standardowej wymianie not dyplomatycznych. W umowie znajduje się wiele konkretów, w tym m.in. budowa infra- struktury transgranicznej, unifikacja zabezpieczenia medycznego podczas mistrzostw, wielojęzyczne przedsięwzięcia promocyjne, wspólne systemy rezerwacyjne miejsc etc.
Gdyby papierowe zapisy dawało się urzeczywistniać pstryknięciem palca — spalibyśmy spokojnie. Niestety, niewdzięczna materia nie poddaje się politycznemu chciejstwu. Na przykład w Warszawie można już teraz z dużym prawdopodobieństwem trafienia obstawiać, że na EURO 2012 nie będzie gotowa druga linia metra, mająca obsługiwać nadwiślański Stadion Narodowy. Planowym terminem otwarcia jest kwiecień 2012 r., ale harmonogram budowy przyjęty został dosłownie na styk, bez czasowych rezerw. Tymczasem 25-letnie doświadczenia budowy podziemnej kolejki w stolicy są jak najgorsze — terminowe kłody pod nogi rzucają budowniczym a to kurzawka, a to tajemnicze instalacje nieuwzględnione w dokumentacji etc.
Tak się składa, że do tej inwestycji mamy wyjątkowy stosunek emocjonalny, jako że stacja Stadion Narodowy zlokalizowana została dosłownie trzysta metrów od redakcji „PB”. Ale pal sześć metro, najwyżej poczekamy dłużej, a kibice jakoś przeżyją — notabene wieloletnie doświadczenia dawnego Stadionu Dziesięciolecia podpowiadają, że najbardziej efektywnym środkiem kibicowskiego transportu w tym rejonie Warszawy były, są i będą własne nogi. Patrząc codziennie z troską na nadwiślańskie błonia, zaczynamy się niepokoić, czy w terminie powstanie sam stadion.