Nalepki Panini warte fortunę

Marek Wierciszwski, Łukasz Ostruszka
opublikowano: 2014-06-17 00:00

Można zarabiać miliony, a przy okazji uczyć dzieci ekonomii, gdy one nawet nie zdają sobie z tego sprawy

Dzieci i ich rodzice na całym świecie są gotowi kupować kolejne zestawy naklejek z wizerunkami piłkarzy, by później pieczołowicie kompletować składy drużyn w specjalnym albumie. Kto ma wszystkich zawodników, jest kolekcjonerskim królem. I naklejki, i albumy sygnowane są znakiem koncernu Panini Group.

IMPERIUM Z NAKLEJEK: Panini zatrudnia 1000 osób, które produkują każdego tygodnia 750 mln nalepek. Albumy tworzone przez Włochów są sprzedawane w ponad 100 krajach, a największym rynkiem jest Brazylia, czyli gospodarz tego mundialu. Więcej dowiesz się z filmu na stronie pb.pl. [FOT. ARC]
IMPERIUM Z NAKLEJEK: Panini zatrudnia 1000 osób, które produkują każdego tygodnia 750 mln nalepek. Albumy tworzone przez Włochów są sprzedawane w ponad 100 krajach, a największym rynkiem jest Brazylia, czyli gospodarz tego mundialu. Więcej dowiesz się z filmu na stronie pb.pl. [FOT. ARC]
None
None

Sprzedaż firmy rośnie przy okazji mundiali, więc także tym razem słupki przedstawiające przychody powinny wzrosnąć. Fabrizio Melegari, dyrektor wydawniczy w Panini Group, mówi, że praca nad serią na kolejny mundial zaczyna się w momencie, gdy mistrzowie ostatniego mundialu wznoszą puchar do góry. Firmę założyli na początku lat 60. poprzedniego wieku bracia Benito i Giuseppe Panini. Koncern z włoskiej Modeny produkuje książki, komiksy, magazyny, karty i właśnie naklejki, które wklejać można później do specjalnie przygotowanych albumów. Lata mijają, a prosty pomysł nadal przynosi miliony. Między klientami trwa dalszy handel zawodnikami. Ktoś ma kilka nalepek z pewnym piłkarzem, a komuś innemu właśnie tego gracza brakuje. Interes się kręci: nalepka za nalepkę albo kilka innych. Dziennik „The Guardian” napisał, że ostatnio platformą uzgadniania szczegółów wymiany stały się media społecznościowe, ale zarabia także poczta, bo przecież naklejki trzeba jakoś dostarczyć. Tygodnik „The Economist” też zajął się tematem piłkarskich naklejek, bo twierdzi, że ich kolekcjonowanie to dla dzieci świetna lekcja ekonomii. Uczą się tego, że handel opłaca się wszystkim stronom. Wykorzystując proste wzory z rachunku prawdopodobieństwa, można obliczyć, że do zebrania samemu kompletnego zestawu kart potrzeba kupić średnio aż 989 kompletów składających się z pięciu sztuk. Jeśli jednak dziesięciu zbierających będzie wymieniać naklejki między sobą, to każdemu z nich średnio wystarczą 144 komplety. Dzieci, choć matematycznych wzorów nie znają, tę zasadę pojmują intuicyjnie.

Handel kwitnie na szkolnych korytarzach, placach zabaw oraz forach internetowych. Gdy wymiana się rozpoczyna i młodzi kolekcjonerzy muszą ustalać wartość swoich naklejek, szybko dochodzą do wniosku, że te, na które zapotrzebowanie jest największe, są zdecydowanie więcej warte. W ten sposób uczą się negocjacji i zmysłu handlowego. Gdy mają kłopot z pozbyciem się niechcianych naklejek, szybko zauważają, jak ważny jest płynny rynek. Przy tym zapewne nawet nie zauważą, że kolekcjonowanie to nauka, a nie sama tylko zabawa.