NBP buduje szeroką koalicję przeciw lichwiarzom

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2012-10-24 00:00

Bank centralny chce wciągnąć kolejarzy, ZUS i księży do kampanii o odpowiedzialnym pożyczaniu. To może być przygrywka do akcji przeciwko firmom pożyczkowym

W „Boskiej komedii” Dante Alighieri umieścił lichwiarzy w trzecim kole siódmego kręgu piekielnego, czyli dwa piętra powyżej samego Lucyfera, gdzie znajdują się najbardziej potępione dusze. Współcześnie w branży pożyczkowej też robi się coraz bardziej gorąco. W drugiej połowie listopada rusza społeczna kampania przestrzegająca przed zgubnymi skutkami zadłużania się ponad miarę. Patronują jej m.in. Narodowy Bank Polski, Komisja Nadzoru Finansowego i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

— Chcemy skoncentrować się na lichwie, czyli pożyczkach o bardzo wysokim oprocentowaniu. Okres przed świętami to dobry czas, żeby uczulić ludzi na rozważne pożyczanie — wyjaśnia Przemysław Kuk, szef biura prasowego NBP.

Organizatorzy mają ciekawy pomysł na dotarcie z przesłaniem do jak najszerszej grupy Polaków. Oprócz radia i telewizji, które w ramach misji społecznej zgodziły się na udział w przedsięwzięciu, o pomoc został poproszony również episkopat.

— W 2010 r. Kościół i Caritas wsparły naszą akcję zbiórki starych banknotów i monet sprzed denominacji, co przyniosło bardzo dobre efekty, m.in. dzięki informacjom, które znalazły się w kościołach. Teraz też szukamy różnych ścieżek dotarcia do odbiorców kampanii. Rozmawialiśmy z episkopatem, a także z policją, Polską Organizacją Handlu i Dystrybucji, PKP i ZUS, zapraszając do włączenia się do naszej akcji — mówi Przemysław Kuk.

Rozmowy są na wstępnym etapie. Na razie mowa jest o ulotkach, które byłyby rozdawane w hipermarketach, pociągach czy włączanych do korespondencji z emerytami i rencistami.

Raport przed Gwiazdką

Akcja społecznościowa NBP jest pokłosiem afery Amber Gold, która pokazała, że Polacy słabo znają się na inwestowaniu. Bank centralny sądzi, że podobnie jest z pożyczaniem. Kampania może być tylko przygrywką do poważniejszych zmian, jakie czekają branżę pożyczkową. Przy Komitecie Stabilności Finansowej (tworzą go przedstawiciele Ministerstwa Finansów, NBP i KNF) powstała grupa robocza do przygotowania rekomendacji dla rynku pożyczkowego. Raport ma być gotowy przed świętami Bożego Narodzenia. Równolegle trwają prace nad nowelizacją ustawy o kredycie konsumenckim i zanosi się na to, że znajdą się w niej nowe zapisy dotyczące szybkich pożyczek. Branża najbardziej obawia się, że zostanie ustalony górny limit dla kosztów pożyczki. Obecnie, zgodnie z tzw. ustawą antylichwiarską, oprocentowanie nie może przekroczyć czterokrotności stopy lombardowej NBP.

— Pojawiają się propozycje ograniczenia łącznych kosztów, czyli realnej rocznej stopy oprocentowania, do pięciokrotności stopy lombardowej — mówi szef jednej z firm pożyczkowych. Limit mocno uderzyłby w szybko rozwijającą się branżę. Przez zagranicznych inwestorów jesteśmy postrzegani jako perspektywiczny kraj z dużymi potrzebami pożyczkowymi społeczeństwa.

We wrześniu działalność zaczęły u nas Wonga.pl (więcej w ramce) i Vanquis Bank, należący do brytyjskiego potentata pożyczkowego Provident Finance (nie ma związków z polskim Providentem). O chłonności rynku dobrze świadczy przykład serwisu Vivus. pl, udzielającego pożyczek przez internet, który zaczął działalność niespełna trzy miesiące temu i dotychczas otrzymał aplikacje od 30 tys. wnioskodawców. 16 tys. dostało pożyczki.

— Działamy w niszy, która jest poza polem zainteresowania banków. Udzielamy niewielkich pożyczek do 2 tys. zł, rozpatrujemy wnioski on-line, wysyłając pieniądze tylko osobom, które mają czystą historię kredytową w BIK i BIG — mówi Loukas Notopoulos, szef Vivusa.

Biorąc 800 zł pożyczki, po miesiącu klient oddaje 920 zł. Loukas Notopoulos zastrzega, że dużą część przychodów zjadają koszty związane ze zdobywaniem informacji z baz danych o dłużnikach i wyższe niż w bankach koszty ryzyka.

Według wyliczeń Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych (KPF), skupiającej największe firmy z tej branży, średni zwrot na kapitale w branży pożyczkowej w 2010 r. wyniósł 16,7 proc. wobec 11 proc. w bankach.

Do podziemia

Na razie obroty firm pożyczkowych są niewielkie i wynoszą około 2,3-2,5 mld zł (1,5 proc. pożyczek konsumenckich udzielonych przez banki), z czego około 1,3 mld zł przypada na jedną firmę — Provident. Jest on też największym pracodawcą w sektorze, zatrudniającym 11 tys. osób. Więcej niż w Pekao, drugim co do wielkości banku w kraju.

— Szybkie pożyczki to temat drażliwy i wrażliwy zarazem. Z jednej strony mamy normalny biznes, odpowiadający na potrzeby finansowe klientów, których nie mogą zaspokoić w bankach, z drugiej — praktyki ocierające się o lichwę. Obawiam się, że w ramach reakcji na aferę Amber Gold, w imię marketingowego efektu, rynek pożyczkowy zostanie tak doregulowany, że działalność pożyczkowa zejdzie do podziemia — mówi szef jednej z firm pożyczkowych.

Branża próbuje się sama regulować. KPF pracuje nad zestawem dobrych praktyk w zakresie oceny zdolności kredytowej. Niektórzy zechcą też zdyskontować na własną korzyść akcję społeczną NBP i przygotowują na drugą połowię listopada komercyjne kampanie reklamowe.

2,5 mld zł Taka jest wartość rynku pożyczkowego w Polsce. Około 1,3-1,5 mld zł przypada na Providenta, lidera branży. Na koniec października obsługiwał on 843 tys. klientów (wzrost o 4 proc. r/r). Łącznie zadłużenie w firmach pożyczkowych ma prawdopodobnie około 1 mln osób.

42,1 proc. Taki odsetek klientów firm pożyczkowych zadłuża się na remont mieszkania czy domu. To najczęstszy powód zaciągania pożyczki (dane KPF). Dalej są dobra trwałego użytku (40,4 proc.), bieżące wydatki (23,2 proc.) oraz stałe opłaty (13,3 proc.).