Nie chcę typowego CV Ja konserwatysta

Katarzyna Żelazek
opublikowano: 2005-02-24 00:00

Aby dostać dobrą pracę, nie trzeba od pierwszych lat studiów wisieć u klamki wielkiej korporacji. Doświadczenie można też zdobyć nietypowo i ciekawie.

Kiedy Piotruś miał sześć lat znacznie bardziej od dobranocki pasjonowała go telewizyjna transmisja obrad Sejmu. Kasia już w podstawówce pomagała rówieśnikom odrabiać lekcje. A Kuba, który popołudniami trenuje taniec towarzyski, wie, że dziedzina, którą studiuje, nie zapewni mu w przyszłości chleba.

Ja konserwatysta

Piotrusia w ósmej klasie zafascynowała politycznie postać Jana Rokity. Zaczął czytać o doktrynach politycznych, ideologiach. Niedługo potem próbował odnaleźć swoje miejsce. Szybko postawił diagnozę — jestem konserwatystą. W I klasie liceum wysłał e-mail do biura posła Rokity i dowiedział się, że osiągnął już wiek, który pozwala mu przystąpić do Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści. Tak też się stało. Dziś Piotr Bigus studiuje na I roku prawa Uniwersytetu Gdańskiego i wciąż nie stracił wiary w to, że realizowanie idei w codziennym życiu jest możliwe.

Kasia Jankowska w szkole podstawowej pomagała rówieśnikom odrabiać lekcje. Wychowawczyni i pedagog szkolny w jednej osobie zwróciła uwagę na jej umiejętności pedagogiczne. Wakacje po drugiej klasie liceum spędziła w szpitalu, pracując jako wolontariusz. Dziś jest studentką II roku pedagogiki UG i wciąż działa w wolontariacie. W poniedziałki lub czwartki w Domu na Skraju, gdzie czas po lekcjach spędzają dzieci z jednej z bardziej zaniedbanych dzielnic miasta, a w środy — w przedszkolu dla dzieci z porażeniem mózgowym.

Ucieczka od nudy

O Kubie Gilewiczu, studencie I roku historii, znajomi mówią, że studiuje „przy okazji”. Robi to z powodzeniem — ma za sobą pomyślnie zakończoną pierwszą w życiu sesję egzaminacyjną.

— Nie chcę przespać życia. Nie chcę siedzieć za biurkiem i po ośmiu godzinach znudzony wracać do domu. Chcę smakować życia — deklaruje Kuba.

Sposobem na smakowanie życia jest dla Kuby taniec towarzyski, któremu oddaje się z namiętnością sześć razy w tygodniu po półtorej godziny. Nade wszystko upodobał sobie jednak dziennikarstwo.

Pierwszych kilka króciutkich tekstów napisał dwa lata temu do gazety parafialnej, zachęcony przez rodziców, którzy sami publikują w niejednej gazecie katolickiej. I nie zniechęciła go nawet opinia polonistki, że nadaje się do pisania tak jak do prowadzenia auta Formuły 1. Kuba przeszedł cykl warsztatów dziennikarskich. Publikuje już w prasie lokalnej. Dwa miesiące temu wygrał konkurs dla dziennikarzy gazet parafialnych. W nagrodę pół wakacji spędzi na stażu w profesjonalnych mediach.

Prawdziwy smak profesji

— Rozpoczynając pracę jako wolontariusz nie pomyślałam, że kiedyś może być to istotny punkt mojego CV. Co roku pedagogikę kończy wielu studentów i nie wszyscy znajdują zatrudnienie. Na moim roku studiuje sto czterdzieści osób. Większe szanse na zatrudnienie mają ci, którzy zdobyli już jakieś doświadczenie zawodowe, a wolontariat je zapewnia. Znam osoby, którym jeszcze na studiach proponowano pracę zarobkową w miejscu, gdzie działały jako wolontariusze — mówi Katarzyna Jankowska.

Kuba Gilewicz też docenia znaczenie praktyki.

— Historię studiuję, ale wiem, że na chleb będę zarabiał jako dziennikarz. Kiedy piszę, wiem, że żyję. Jedyną rzeczą, której się boję, jest bezradność i bezsilność.

Nie ma też złudzeń, iż dorobek zawodowy, który ma szanse zdobyć teraz, w przyszłości będzie decydował o jego zawodowym być albo nie być, bo każdy redaktor naczelny chętniej przyjmie do pracy historyka czynnie uprawiającego dziennikarstwo od siedmiu lat niż absolwenta studiów dziennikarskich bez doświadczenia.

Co atut, co skaza

Piotr Bigus nie ma wątpliwości — działalność, którą prowadzi stowarzyszenie, jak i konserwatywne poglądy mogą kiedyś nie najlepiej wyglądać w jego CV.

— Wyobrażam sobie, że pracodawca może nie podzielać moich poglądów politycznych. Może też obawiać się, że zaraz po otrzymaniu etatu założę komórkę związkową i zacznę rozrabiać — śmieje się Piotr.

Zupełnie inaczej jednak sytuacja prezentować się będzie wówczas, gdy po studiach Piotr szukać będzie swego miejsca w polityce. Przeszłość stanie się wówczas atutem. Już dziś planuje kandydowanie do samorządu miejskiego w Gdańsku.

Piotr nie ma wątpliwości, że w ostatecznym rozrachunku działając w stowarzyszeniu więcej zyskuje niż traci — samorealizuje się, robi coś dla budowy społeczeństwa obywatelskiego i nabywa umiejętności organizatorskich.

Czy doświadczenia zdobywane w nietypowy sposób okażą atutem, zdecydują jednak pracodawcy.