Nie ma sensu obrażanie się na fakty

Jacek Zalewski
opublikowano: 2003-10-28 00:00

Szósty już okresowy raport Komisji Europejskiej, oceniający państwa wstępujące 1 maja 2004 r. do Unii Europejskiej, poruszył naszą klasę polityczną na długo przed jego oficjalną prezentacją (nastąpi to w środę, 5 listopada). Urząd KIE dał odpór państwowotwórczym oświadczeniem, prezydent zaś z premierem postanowili zwołać 6 listopada Radę Gabinetową. Widocznie uznali, iż krytyczna wobec stanu przygotowania Polski opinia Brukseli wyczerpuje konstytucyjne kryteria „sprawy szczególnej wagi”.

Skąd taka nerwowość? Przecież KE tylko zebrała syntetycznie wszystkie niedociągnięcia Polski, o których powszechnie wiadomo. Nie popadając w megalomanię, stawiam duże pieniądze, że identyczne dane można by uzyskać metodą „białego wywiadu” ze zszywki „PB” lub innej gazety z rozbudowanym działem gospodarczym. I nie jest to kwestia jakichś zaniedbań w ostatnim okresie, już po szczycie kopenhaskim. Dużo, dużo wcześniej stawiałem na tych łamach tezę, że unijną czerwoną latarnię z rąk Grecji — która 1 maja 2004 r. z przyjemnością wreszcie się jej pozbędzie — przejmie właśnie Polska. Będziemy zamykać powiększony peleton UE choćby dlatego, że jesteśmy państwem największym spośród nowo wstępujących, a zatem z naturalnych powodów ociężałym.

Nieprzychylność raportu KE ma oczywiście związek z niepokornością Polski w kwestii unijnej konstytucji. Wczoraj odbyła się kolejna sesja konferencji międzyrządowej, na szczeblu ministrów spraw zagranicznych. Ani na krok nie posunęła się sprawa systemu głosowań w Radzie UE od roku 2009. Z perspektywy Brukseli coraz bardziej realne staje się niezakończenie prac podczas prezydencji włoskiej i przekazanie 1 stycznia tematu prezydencji irlandzkiej. Unijni technokraci bardzo tego nie lubią...