Niekończąca się historia

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2013-05-20 00:00

10 lat temu Stanisław G. miał wyrządzić szkody dwóm spółkom z GPW. Prawomocnych wyroków brak do dziś

Stanisław G. to dziś na rynku kapitałowym postać prawie anonimowa. Jednak jeszcze na przełomie XX i XXI wieku miał znaczący wpływ aż na cztery giełdowe spółki: Apexim, Energomontaż Południe, Szeptela (dziś MNI) i Wólczankę. Zdaniem prokuratury, był to „zły dotyk”, przejawiający się w dokonywaniu transakcji korzystnych dla inwestora, a niekorzystnych dla kontrolowanych przez niego spółek.

None
None

Cztery lata w szufladzie

Stanisław G. miał stworzyć nieformalną grupę osób, które z jego inicjatywy na przełomie 2001 i 2002 r. wyrządziły Szeptelowi i Wólczance szkody idące w miliony złotych. Minęło ponad dziesięć lat… Jeden proces G. (konsekwentnie od lat nieprzyznającego się do winy) właśnie rozpoczął się po raz drugi. Drugi czeka na start — już czwarty z kolei. Ponowny proces Stanisława G. w sprawie Szeptela ruszył przed Sądem Okręgowym w Warszawie 16 kwietnia 2013 r.

Akt oskarżenia z Prokuratury Okręgowej w Łomży wpłynął… prawie dziewięć lat wcześniej, w czerwcu 2004 r. Śledczy zarzucili G. podżeganie do przestępstwa Andrzeja W., byłego prezesa Szeptela, i Dariusza Z., byłego prokurenta i dyrektora biura obsługi zarządu tej spółki. Wszyscy trzej mieli wyrządzić operatorowi telekomunikacyjnemu szkody na ponad 8 mln zł. W warszawskim sądzie akta sprawy pokrywały się kurzem przez cztery lata.

Dopiero po takim czasie sąd stwierdził, że… powinny zostać zwrócone prokuraturze do poprawki — chodziło głównie o uzupełnienie opinii biegłego księgowego. Śledczy wskazówki wykonali i zwrócili akta do sądu, a ten zarządził start procesu na grudzień 2009 r. — dokładnie osiem lat po wydarzeniach, których sprawa dotyczy. Finał nastąpił 6 marca 2012 r. Dariusz Z. usłyszał wyrok uniewinniający, a Andrzej W. został uwolniony od dwóch zarzutów, a trzeci sąd uznał za przedawniony (W. miał w tym zakresie działać nieumyślnie). Stanisław G. natomiast został skazany częściowo— za zakup akcji Apeximu, który miał przynieść Szeptelowi 6,65 mln zł szkód, na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery i grzywnę wysokości 1,1 mln zł.

Apelację od wyroku złożyli i obrońcy oskarżonego inwestora, i prokuratura. W ich rezultacie sąd drugiej instancji 3 grudnia 2012 r. uchylił wyrok w całości i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Na nowo proces ruszył 16 kwietnia 2013 r., ale o jego sprawiedliwy finał będzie trudno. Już w uzasadnieniu pierwszego wyroku sąd przyznał, że nie zdołał ustalić, kogo z dwójki współoskarżonych Stanisław G. miał podżegać do przestępstwa — m.in. dlatego, że… po dziesięciu latach świadkowie mają olbrzymie trudności z odtworzeniem przebiegu zdarzeń.

Do czterech razy sztuka

Te same problemy dotyczą drugiego z procesów karnych, w sprawie Wólczanki. Prokuratura zarzuca Stanisławowi G., że za pomocą tzw. sprawstwa polecającego, wspólnie z Marcinem F., byłym wiceprezesem giełdowego producenta koszul, dopuścił się karalnej niegospodarności. Zgodnie z aktem oskarżenia, Wólczance i jej spółce zależnej WLC Inwest mieli wyrządzić szkody łącznie na 37,3 mln zł. Początkowo nic nie zapowiadało przewlekłości procesu. Wystartował we wrześniu 2004 r., już siedem miesięcy po wpływie sprawy do sądu Rejonowego dla Łodzi-Widzewa, a pierwszy wyrok (uniewinniający) zapadł w maju 2005 r. Po apelacji prokuratury został jednak uchylony przez sąd drugiej instancji i skierowany do ponownego rozpoznania. Kolejne lata przyniosły drugi wyrok w pierwszej instancji i drugie uchylenie. A czas leciał. Na wiosnę 2012 r. Stanisław G. i Marcin F. zostali skazani — dostali po 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata i grzywnę 8,2 tys. zł. Jednak po apelacji, w listopadzie 2012 r., sąd drugiej instancji znów… uchylił wyrok i skierował sprawę do ponownego (już czwartego) rozpoznania. A choć od tego zdarzenia minęło ponad pół roku, łódzki sąd wciąż nie wyznaczył nawet terminu pierwszej rozprawy.

Przedawniona manipulacja

Sprawa Stanisława G. to niejedyny przykład gigantycznej opieszałości wymiaru sprawiedliwości w sprawach dotyczących giełdowego Szeptela (dziś MNI). Tuż przed wejściem do spółki G. jej czołowymi akcjonariuszami byli Piotr Robełek, Piotr Łuniewski i Witold Wrodarczyk. Najpierw Komisja Nadzoru Finansowego, a potem prokuratura uznały, że w latach 1997-98 manipulowali kursem Szeptela, sztucznie windując go z 5,99 zł do 11,99 zł za akcję. M.in. dzięki temu wartość ich akcji w pewnym momencie przekroczyła 100 mln zł, a Robełek i Łuniewski znaleźli się na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”.

Prokuratura na przygotowanie aktu oskarżenia potrzebowała czterech lat, sąd na rozpoczęcie procesu 2,5 roku, a na jego ukończenie w pierwszej instancji — kolejnych 2,5. Robełek, Łuniewski i Wrodarczyk usłyszeli wyroki roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata i grzywny od 3 do 8 tys. zł. Nawet tych kar jednak nie ponieśli. Po odwołaniu sprawa trafiła do sądu drugiej instancji, a ten musiał ją umorzyć ze względu na przedawnienie (minęło dziesięć lat od zdarzeń objętych aktem oskarżenia).