Przecież współcześni władcy szybko stają się we własnym mniemaniu pomazańcami, otaczają się dworami pochlebców etc. W tym wypadku chodzi jednak o cesarza konkretnego, niemieckiego Henryka IV, który w 1077 r. musiał udać się do zamku w Kanossie i tam ukorzyć się przed papieżem Grzegorzem VII. Naprawdę trudno było uniknąć takich skojarzeń, słuchając wczoraj słownych przepychanek Ewy Kopacz i Jarosława Kaczyńskiego. Oboje oczekiwali zameldowania się rywala u siebie na dywaniku — prezes żądał przybycia pani premier na posiedzenie klubów PiS i SP, sam zaś wezwany został na spotkanie zwołane przez szefową rządu w KPRM.

Żadna ze stron oczywiście nie dała się sprytnemu rywalowi nabrać. Czytelny był kontekst wyborczy obu zaproszeń. Każdy gospodarz dyktował warunki niewygodne dla gościa, a bardzo sprzyjające własnej linii propagandowej przed głosowaniem 16 listopada. Ewa Kopacz rzuciła na wyborczą szalę temat tzw. budżetu obywatelskiego. Notabene nazwa ta jest nieszczęsna, ponieważ logicznie z niej wynika, że gminne budżety uchwalane w głównej części przez samych radnych są… antyobywatelskie. Jarosław Kaczyński uznał za najbardziej nośny w kampanii wątek wieku emerytalnego i na tę okoliczność chciał przesłuchać panią premier.
Po 16 listopada zasadniczo zmienią się okoliczności i Ewa Kopacz stawi czoło zjednoczonym klubom PiS i SP. Wyborcze ciśnienie opadnie, a poza tym premier dodatkowo umocni się prestiżowo jako pełnoprawna już przewodnicząca PO, wybrana na konwentyklu w najbliższą sobotę. A wracając jeszcze do historii sprzed dziesięciu wieków — miała ona suplement. Siedem lat po upokorzeniu w Kanossie cesarz przepędził poniżającego go papieża i… obsadził własnego.