Nomi zamyka, ale nie znika

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2014-03-07 00:00

Kielecka sieć likwiduje nierentowne placówki. Z poszukiwaniem inwestora wstrzymuje się do zatwierdzenia układu.

Markety dla majsterkowiczów walczą o życie. Kielecka sieć Nomi, obok grupy PSB Mrówka największy krajowy gracz na rynku sklepów z materiałami budowlanymi i artykułami wykończeniowymi czy ogrodniczymi, od grudnia jest w stanie upadłości układowej, a w ostatnich tygodniach zaczęła zamykać nierentowne placówki. Obecnie pozostało 25 marketów w 13 województwach. Kontrolowana przez fundusz i4ventures sieć liczy na to, że uda się je utrzymać, ale potrzebny będzie nowy inwestor. Na razie jednak nie może go szukać.

— Obecnie Nomi nie prowadzi żadnych rokowań dotyczących przejęcia lub dokapitalizowania spółki przez nowych właścicieli. Wstępna propozycja układu przewiduje spłatę części wierzytelności największych wierzycieli nowowyemitowanymi akcjami Nomi, dlatego też spółka przewiduje możliwość zmian w akcjonariacie dopiero po zatwierdzeniu układu — mówi Edyta Stępniewska, dyrektor marketingu i e-commerce w Nomi.

Zgodnie z danymi z KRS, obroty kieleckiej sieci w ostatnich latach topniały. Jeszcze w 2010 r. była prawie 10 mln zł na plusie na poziomie netto, notując 592 mln zł przychodów. Potem traciła: w 2011 r. miała 510,4 mln zł przychodów przy 7 mln zł straty netto, rok później — 497 mln zł przychodów. Mimo rozpoczęcia restrukturyzacji pogłębiające się kłopoty sprawiły, że jesienią ubiegłego roku Nomi, chcąc uniknąć upadłości, zaczęło szukać nowego inwestora. I znalazło chętnego — 25 października podpisało z nim nawet list intencyjny, a w spółce przeprowadzono due diligence. Rozmowy zakończyły się jednak fiaskiem i 12 listopada zostały zerwane.

— Wycofanie się inwestora, przy utrzymujących się problemach z terminowym regulowaniem wymagalnych zobowiązań, spowodowały — w ocenie zarządu — konieczność złożenia do sądu wniosku o upadłość z możliwością zawarcia układu z wierzycielami — tłumaczy Edyta Stępniewska.

Upadłość układową spółki ogłoszono w połowie grudnia. Według naszych informacji, długi Nomi sięgają ok. 130 mln zł, a wśród największych wierzycieli sieci jest m.in. Alior Bank. Wierzyciele na zgłaszanie się do układu mają czas do 21 marca.

— Zgłaszanie wierzytelności do układu wciąż trwa, uprawnionych do tego było ponad 1000 podmiotów, choć oczywiście nie wszystkie się na to decydują — mówi Grzegorz Tutaj, nadzorca sądowy Nomi. Przy okazji restrukturyzacji Nomi zamknęło trzy sklepy: w Koszalinie, Stargardzie Szczecińskim, a także w Kielcach przy ul. Zagnańskiej, gdzie w 1993 r. po raz pierwszy zawiesiło szyld. Pozostałe sklepy działają normalnie, ale kilka może zostać zamkniętych.

— Spółka nie wyklucza zamknięcia jeszcze 2-3 sklepów. Ewentualna decyzja o likwidacji któregoś z marketów uzależniona jest od przebiegu rozmów prowadzonych z wynajmującymi powierzchnię handlową i instytucjami finansowymi — mówi Edyta Stępniewska.

Nomi to jedna z dwóch sieci na rynku, które wkrótce mogą zmienić właściciela. Pod koniec lutego pisaliśmy, że bliski znalezienia nowego inwestora jest polski oddział Praktikera, którego spółka matka zbankrutowała w ubiegłym roku. Praktiker w ostatnich tygodniach sprzedał sieci m.in. w Bułgarii i Rumunii, ale polskie sklepy — 24 markety, które w 2012 r. miały 761 mln zł przychodów i 60 mln zł straty netto — wciąż czekają na nabywcę. Według naszych informacji, najbliżej przejęcia jest inna niemiecka sieć — Obi. Zainteresowanie sklepami tak Praktikera, jak i Nomi wyrażało też francuskie Leroy Merlin — „o ile pojawi się oferta sprzedaży”.