Od miesięcy przedstawiciele firm budowlanych marzyli o zmianie szefa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Ich oczekiwania się spełnią — Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju odwoła dziś Lecha Witeckiego, p.o. dyrektora GDDKiA, który kieruje nią od 2008 r. Jego obowiązki przejmie Ewa Tomala-Borucka, dotychczas kierująca katowickim oddziałem dyrekcji. Pracuje w nim od 2007 r., nadzorowała na Śląsku inwestycje warte 14 mld zł. Teraz dostanie trudniejsze zadanie. Musi dokończyć projekty z perspektywy 2007-13 (z rozliczeniem do 2015 r.) i przygotować grunt pod budowę dróg ekspresowych i obwodnic za około 100 mld zł.
![WALKA Z CZASEM: Najważniejszym
powodem odwołania szefa GDDKiA
przez resort infrastruktury, kierowany
przez Elżbietę Bieńkowską, są opóźnienia
w realizacji niemal wszystkich inwestycji.
[FOT. WM] WALKA Z CZASEM: Najważniejszym
powodem odwołania szefa GDDKiA
przez resort infrastruktury, kierowany
przez Elżbietę Bieńkowską, są opóźnienia
w realizacji niemal wszystkich inwestycji.
[FOT. WM]](http://images.pb.pl/filtered/43744a33-9eab-4e53-a090-29ac6a3a7863/6cc13010-1a31-5f52-9135-080852fe9df1_w_830.jpg)
Punkt widzenia
Elżbieta Bieńkowska, minister infrastruktury, do tej pory ceniła obecne kierownictwo GDDKiA, ponieważ w wykorzystaniu funduszy unijnych (ponad 80 proc. z puli 10 mld EUR) nie ma sobie równych. Kiedy jednak pod koniec listopada objęła stery superresortu, musiała spojrzeć na rynek budowlany nie tylko przez pryzmat wykorzystania unijnych pieniędzy. Wysłuchała argumentów specjalistów, którzy skarżyli się na brak dialogu z kierownictwem GDDKiA, i... postanowiła przez startem programu inwestycyjnego, który ma być wykonany do 2020 r., wymienić szefa drogowej dyrekcji.
— Pani minister przez ostatnie dwa miesiące bardzo dokładnie przeanalizowała zalety i wady obecnego szefa dyrekcji. Przeważyły te drugie. Postawiła na osobę, która w powszechnej opinii branży ceniona jest jako sprawny negocjator i budowniczy — mówi nasz informator.
— Elżbieta Bieńkowska przeprowadziła już kilkadziesiąt zmian w dawnym resorcie infrastruktury i podległych mu instytucjach. Do tej pory miała dobrą rękę do doboru współpracowników. Oby tym razem było tak samo — mówi inny z naszych rozmówcow.
Ewa Tomala-Borucka ma wykorzystywać fundusze unijne równie dobrze jak obecna ekipa, ale w odróżnieniu od niej — budować drogi terminowo, nie dopuszczając do powtórki scenariusza z obecnej perspektywy, która pochłonęła wiele ofiar. GDDKiA oddała wprawdzie do użytku prawie 3 tys. km szybkich tras, ale żaden projekt nie zakończył się w terminie. W trakcie realizacji zbankrutowało wielu wykonawców, wielu też, chcąc uniknąć plajty, salwowało się ucieczką z placu budowy (patrz ramka).
Inwestor czy kontroler
— Lech Witecki przez lata pracował w Najwyższej Izbie Kontroli i działa jak kontroler, sztywno trzymając się przepisów, a nie jak inwestor, który dąży do porozumienia z wykonawcą, by razem sprawnie wykonać inwestycję — mówi jeden z przedstawicieli branży.
Zarzuty wobec dyrekcji to obniżanie kryteriów finansowych dla wykonawców i dopuszczanie do rynku firm niemających ani pieniędzy, ani potencjału wykonawczego. Lech Witecki chwalił się, że wprowadzając na rynek nowe podmioty, zwiększył konkurencyjność i obniżył koszty budowy dróg. Jednocześnie rozpętał jednak wojnę cenową. Skończyło się nierentownością większości kontraktów, a w konsekwencji opóźnieniami w budowie, upadłością wielu wykonawców, zrywaniem kontraktów i koniecznością rozpisywania nowych przetargów na dokończenie niefortunnych inwestycji. Do dyrekcji płynie także lawina roszczeń od firm, które domagają się zadośćuczynienia za wykonanie nieprzewidzianych pierwotnie prac oraz wzrost cen materiałów (asfalt w latach 2009-11 podrożał ponad 100 proc.). Dotychczas drogowa dyrekcja mówiła kategoryczne „nie”, bo dodatkowych płatności nie przewidywały zapisy w kontraktach. Lech Witecki argumentował więc, że dopłacać do kontraktów nie może, bo grozi to utratą unijnych dotacji. Nowa dyrektor GDDKiA oraz rząd muszą znaleźć salomonowe rozwiązanie. Jeśli przy realizacji nowych inwestycji wystąpią nieprzewidziane zdarzenia, konieczne jest wprowadzenie takiego systemu płatności, który pokryje realne koszty wykonawcy, nie rujnując jednocześnie budżetu inwestora.
1,2 tys. km — tyle dróg zostanie zbudowanych w unijnej perspektywie 2014-20. Inwestycje pochłoną 62 mld zł. Najważniejszym z realizowanych projektów będzie budowa autostrady A1 z Pyrzowic do Częstochowy, wraz z obwodnicą tego miasta, wartości prawie 3,5 mld zł. W tym okresie planowane jest także wybudowanie odcinków drogi ekspresowej S-7, by dzięki niej połączyć Kraków z Pomorzem, S-5 i S-8. — Nadal jednak nie będziemy mieć pełnej sieci. W programie wciąż brakuje S19 z Rzeszowa do litewskiej granicy, choć projektujemy ją od 20 lat. Nie wiadomo też, co z budową autostrady A2 na wschód od Mińska — mówi Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Być może powstaną po 2020 r., bo w dokumencie implementacyjnym do Strategii Rozwoju Transportu do 2020 r. z rozszerzeniem do 2030 r. rząd planuje zrealizować inwestycje drogowe za 100 mld zł.
Pierwszym wykonawcą, który zdecydował się zerwać kontrakt z GDDKiA, był chiński COVEC, budujący 50 km autostrady między Łodzią a Warszawą. W ślad za nim poszła sopocka NDI, wykonująca odcinek na Rzeszowszczyźnie. Fiaskiem zakończyła się także budowa odcinków A1 na południe od Torunia oraz A4 na Rzeszowszczyźnie przez firmy z grupy PBG, która zbankrutowała z hukiem. Jej konsorcjantami były irlandzkie firmy SIAC i SRB, które także wpadły w finansowe tarapaty, interweniując w Brukseli w proteście przeciwko niepartnerskim relacjom na polskich budowach. Problemy w realizacji kontraktów nad Wisłą stały się także jednym z powodów bankructwa Alpine Bau. Echem wśród giełdowych inwestorów odbiła się także upadłość Dolnośląskich Surowców Skalnych oraz Poldimu z grupy Trakcja. Dzięki rządowej kroplówce bankructwa uniknął Polimex-Mostostal. Mocnym akcentem było natomiast niedawne zerwanie przez spółkę trzech kontraktów z GDDKiA i zgłoszenie prawie 500 mln zł roszczeń.
Próby przerzucenia na wykonawców ryzyka realizacji inwestycji na podstawie wadliwie przygotowanych projektów, wykonanych na zlecenie GDDKiA Brak rzetelnej prekwalifikacji wykonawców, dopuszczenie do rynku firm bez doświadczenia i potencjału Ograniczenie uprawnień inżynierów kontraktów i w efekcie rozwiązywanie nawet drobnych problemów przez centralę, a w efekcie długotrwałe wydawanie decyzji Brak dialogu w wykonawcami, rozwiązywanie niemal wszystkich konfliktów w sądzie