System grantów działa w Polsce od 2004 r. Kilka razy przeszedł gruntowny lifting, w tym roku zmienił się nieznacznie, a kolejne nowości, już nie takie drobne, wchodzą w życie.



— W styczniu dodaliśmy warunek, zgodnie z którym przedsiębiorca jest zobowiązany przeznaczyć 15 proc. grantu na współpracę ze szkołami wyższymi. Teraz dodajemy kolejny: przeznaczenie 5 proc. na podniesienie kwalifikacji pracowników — mówi Tadeusz Kościński, wiceminister przedsiębiorczości i technologii, odpowiedzialny za wsparcie inwestycji.
Podkreśla, że ministerstwu zależy na podnoszeniu jakości projektów i miejsc pracy. Temu ostatniemu ma także służyć kolejna zasada.
— Zobowiązujemy przedsiębiorców do podania minimalnej kwoty podatku CIT, który zapłacą. Jeśli okaże się niższa, firma będzie musiała zwrócić grant — zapowiada Tadeusz Kościński.
20 procent mniej
Ekspertom nowe rozwiązania się nie podobają.
— Trudno będzie firmom podać konkretną wartość CIT — uważa Paweł Tynel, ekspert EY.
Uważa też, że inwestorzy mogą potraktować nowe zasady jako obniżenie grantu. Wtóruje mu Szymon Żółciński, partner w Crido.
— Niestety, planowane zmiany przekładają się na dalsze pogorszenie atrakcyjności programu wsparcia rządowego dla inwestycji. Ze stosunkowo niedużego grantu, sięgającego maksymalnie kilkunastu, a najczęściej kilku procent inwestycji, przedsiębiorcy będą musieli przeznaczyć 1/5 na cele niezwiązane bezpośrednio z projektem — mówi Szymon Żółciński.
Zauważa, że program wspierania inwestycji o istotnym znaczeniu dla gospodarki jest jedynym źródłem wsparcia gotówkowego dla dużych firm, które budują lub rozbudowują fabryki.
— Firmy małe i średnie mogą liczyć jeszcze na dotacje inwestycyjne z funduszy strukturalnych, dla dużych alternatywną opcją pozostaje tylko zwolnienie podatkowe w ramach polskiej strefy inwestycji — mówi Szymon Żółciński.
Wolą nie wziąć niż dać
Właśnie do zwolnień z CIT, zamiast gotówki, zachęca firmy ministerstwo. Tę pomoc publiczną firma odbiera już od momentu generowania zysków. W przypadku grantów trzeba poczekać.
— Budżet na ten i przyszły rok jest zamknięty. Dlatego nawet firmy, które obecnie podpisują umowy, otrzymają grant za trzy lata. Zresztą i tak najpierw muszą przedstawić faktury — mówi Tadeusz Kościński.
Eksperci wskazują jednak, że polska strefa inwestycji też ma wady.
— Niektóre strefy postanowiły złupić inwestorów i wprowadziły bardzo wysokie opłaty. Muszą je uiszczać także firmy inwestujące na własnych gruntach, w których infrastrukturę strefa nie włożyła nawet złotówki. Opłaty są naliczane od wartości inwestycji i niekiedy mogą wynieść kilkaset tysięcy złotych rocznie — mówi anonimowo jeden z ekspertów.
Jakość, nie ilość
MPiT przeprowadziło w ubiegłym roku zmiany w specjalnych strefach ekonomicznych, które również miały poprawić jakość inwestycji otrzymujących pomoc publiczną. Kilka zasad ma zapewnić, że pomoc publiczną otrzymają projekty tworzące dobre miejsca pracy i wpływające na rozwój regionów — to kryteria jakościowe, umożliwiające uzyskanie punktów za zatrudnienie kadr ze specjalistycznym wykształceniem, wysoko płatne miejsca pracy, kształcenie pracowników itd. Polska strefa inwestycji umożliwia otrzymanie zwolnień podatkowych na terenie całego kraju, co zniosło konieczność czekania na włączenie do strefy przez rząd (trwało to czasem ponad rok). Na dodatek zwolnienia podatkowe wydawane są na konkretny okres (10-15 lat) i firmy nie muszą się już martwić, że strefy kończą się w 2026 r.