Swoją zdobycz zawdzięczają bardzo małej aktywności podaży, która łatwo
mogłaby doprowadzić do spadku kursów. Jak widać, także i niedźwiedzie nie są
pewne swego. Dlatego też od kilku dni mamy sytuację patową, o czym najlepiej
świadczą nie tyle niewielkie zmiany wartości indeksów, co niknące w oczach
obroty. Dziś były najniższe od końca grudnia ubiegłego roku.
Polska GPW
Indeksy na warszawskim parkiecie zaczęły dzień od niewielkich spadków,
sięgających około 0,2 proc. Jedynie wskaźnik najmniejszych firm notował
symboliczny wzrost. Szybko jednak małe spadki zamieniły się w równie niewielkie
wzrosty. Z czasem jednak było coraz lepiej. WIG20 zyskiwał około 1,5 proc., WIG
oscylował wokół 1 proc. zwyżki. Poranny lider sWIG80 radził sobie za to coraz
gorzej, zniżkując o około 0,5 proc. Zmiany były niewielkie, podobnie jak obroty,
ale byki mogły cieszyć się, że notowania nie spadają. Widać było znów spore
niezdecydowanie, oczekiwanie na to, co będzie się działo za oceanem. Nasz rynek
nie jest obecnie w stanie kierować się lokalnymi impulsami, bo ich
po prostu
brakuje.
Dziś indeksom pomagała przede wszystkim zwyżka notowań papierów KGHM i firm
paliwowych. Liderem wzrostów (nie licząc mocno zwyżkujących akcji TVN) były na
przemian PKN i KGHM. Nieźle wypadały również banki, za wyjątkiem PKO. WIG20
zakończył dzień wzrostem o 2 proc., a WIG zwyżkował o 1,59 proc. Wyraźnie
słabsze były wskaźniki małych i średnich firm. mWIG40 zyskał 1,1 proc., a sWIG80
zaledwie 0,28 proc. Obroty na rynku akcji wyniosły zaledwie 730 mln zł.
Giełdy zagraniczne
Piątkowe spadki amerykańskich indeksów nie zrobiły wielkiego wrażenia na
inwestorach swoją skalą, ale wprowadziły sporo niepewności, co do dalszych losów
giełdowej koniunktury. Indeks S&P500 bardzo niebezpiecznie zbliżył się do
kluczowego poziomu 875 punktów, który do niedawna stawiał opór wzrostom, a teraz
jest istotnym wsparciem byków przed ewentualnymi spadkami. Jeśli zostanie
przełamany, korekta przybierze na sile i może sprowadzić indeksy sporo
niżej.
Giełdy azjatyckie niezbyt mocno przejęły się obawami o kierunek amerykańskich
indeksów. Jedynie Nikkei zniżkował o 2,44 proc. Indeks w Szanghaju zyskał niemal
1 proc. a w Hong Kongu zwyżka wyniosła 1,38 proc. Euforia po wygranych przez
Partię Kongresową w Indiach wybuchła na giełdzie w Bombaju. Tamtejszy indeks
BSE30 zyskał
aż ponad 17 proc. Początek sesji w Europie raczej w kiepskich
nastrojach. Indeksy głównych giełd zaczęły na minusach, sięgających od 0,5 proc.
w przypadku FTSE do 1 proc. w przypadku CAC40. Na sięgającym 1,3 proc. minusie
wystartował także węgierski BUX. W pierwszej części sesji zmiany wartości
indeksów były wręcz kosmetyczne. Działo się naprawdę niewiele. Dopiero około
południa nastroje zdecydowanie się poprawiły, na co wpływ miała i informacja o
niewielkiej nadwyżce handlowej w strefie euro, choć spodziewano się deficytu i
pozytywne wskazania, płynące z rynku kontraktów na amerykańskie indeksy.
Wczesnym popołudniem na parkietach dominowały wzrosty. DAX zyskiwał ponad 1
proc., niewiele mniej CAC40 i FTSE. Poprawiła się też atmosfera na parkietach
naszego regionu. BUX rósł o 2,5 proc. Na koniec dnia zyskiwał 4,6 proc. To
pewnie reakcja na informację węgierskiego ministra finansów, że recesja będzie w
tym kraju głębsza, niż zakładały wcześniejsze prognozy. PKB według szefa resortu
ma spaść w tym roku o 6,7 proc., najmocniej od 1991 r. A warszawscy inwestorzy
jacyś bardziej wybredni. Trzeba brać przykład z bratanków.
Waluty
Tydzień zaczął się od kontynuacji osłabienia wspólnej waluty, rozpoczętego
jeszcze w piątek. Euro szybko jednak zaczęło odrabiać straty. Jeszcze rankiem za
euro płacono 1,34 dolara, około 15.00 już 1,35 dolara. Na naszym rynku sytuacja
odwrotna. Dzień złoty rozpoczął od osłabienia, z upływem czasu odrabiał straty.
Rano dolara wyceniano na 3,33 zł, potem o 2 grosze mniej. Walka między naszą
walutą a europejską była bardziej zacięta. Przez dłuższy czas za euro trzeba
było płacić 4,48 zł, dopiero po kilku godzinach złoty odzyskał 2 grosze. Do
południa lekko drożał frank, ale i on w końcu spasował. W południe za
„szwajcara" trzeba było płacić prawie 2,97 zł, o 15.00 już tylko 2,95 zł. Na
rynku pojawiły się informacje, że Ministerstwo Finansów za pośrednictwem Banku
Gospodarstwa Krajowego od kilku dni przeciwdziała nadmiernemu osłabieniu
złotego, dokonując niewielkich transakcji sprzedaży walut. Możliwe, że to
właśnie dzięki nim w ubiegły czwartek i piątek mogliśmy obserwować scenariusz,
według którego w pierwszej części dnia złoty się osłabiał, w drugiej zaś
powracał do punktu wyjścia. Podobnie było dziś. Około godziny 16.00 nasza waluta
nabrała jeszcze większej mocy i w przypadku dolara „rozmieniła" poziom 3,29 zł,
euro staniało do 4,44 zł, a frank do 2,93 zł. BGK górą! Oby poszli za nim
inwestorzy.
Podsumowanie
Na rynku akcji najwyraźniej trwa wyczekiwanie. Inwestorzy zastanawiają się
nad szansami, jakie stoją przed bykami i niedźwiedziami. Widać zadyszkę i
niepewność po obu stronach. A nawet więcej: wydaje się, że właśnie teraz jak na
dłoni widać zmagania dwóch głównych giełdowych emocji – strachu i chciwości.
Strach kupować akcje po wysokich
cenach, żal sprzedawać, bo przecież
notowania mogą wzrosnąć. Efektem jest chwilowa równowaga przy bardzo niskiej
aktywności inwestorów. Taki stan zwykle nie trwa długo, więc rychło można
spodziewać się rozstrzygnięcia. Ale na giełdzie pojęcie „rychło" jest bardzo
elastyczne. Może równie dobrze trwać dwa tygodnie, jak i dwa miesiące.
Roman Przasnyski, Główny Analityk Gold Finance