O wybitnych polskich malarkach wiemy z reguły na tyle mało, że każda wzmianka o kameralnym klimacie na obrazie Boznańskiej jawi się jako element łagodnej kobiecej materii. Tymczasem ani na rynku jej prac, ani w repertuarze tematów nie ma miejsca na żadną huśtawkę nastrojów — średnia aukcyjna cena od kilku lat utrzymuje się na poziomie bliskim 150 tys. zł, a najwyżej wylicytowane płótno przebiło próg 1 mln zł, mimo że przedstawia zamyśloną dziewczynkę w pudrowej sukience z kokardą.

Jak w przypadku wielu autorów, których prace zdobią główne sale muzeów, analizowanie średnich cen służy tylko bardzo ogólnej orientacji i nie powinno być traktowane zbyt poważnie, gdy rocznie sprzedaje się na aukcjach po kilka obrazów. Pod koniec maja w Polswiss Art wylicytowano na przykład datowany na 1913 r. portret kobiety w szalu — tym razem osiągnął cenę 280 tys. zł, ale 10 lat temu kolekcjoner kupił go w Agrze-Art za 146 tys. zł. W środę 13 lipca w ofercie warszawskiego Rempeksu będzie natomiast praca zupełnie innego rodzaju — a właściwie nawet dwie prace na jednej tekturze, bo kompozycja na tzw. licu to widok z okna pracowni, a szkic na odwrocie — jak mówi się o plecach — to martwanatura.
Takie rozwiązanie nie jest co prawda niczym nadzwyczajnym, ale zawsze warto sprawdzić, czy drugiej strony malowidła nie zapełnia czasem coś wyjątkowo ciekawego, co mogłoby podnieść wartość na rynku. Pejzaż z wycinkiem krakowskiego rynku nieruchomości ma cenę wywoławczą 80 tys. zł, co dom aukcyjny uzasadnia istotną rolą, jaką sama pracownia odgrywała w twórczości artystki. Z jednej strony można stwierdzić, że próg jest wysoki, bo najbardziej rozpoznawalne są wspomniane intymne portrety, z drugiej jednak wnętrze i widok z pracowni rzeczywiście sporo definiują, bo — niezależnie od miasta, w którym mieszkała — malowała głównie u siebie, prezentując modeli na własnych meblach i na tle swoich przykurzonych ścian.
Wystawiony na aukcję widok utrzymany jest w szarościach i brązach, a rozmyte fasady nie mieszczą się w kadrze, co teoretycznie bardzo współgra z melancholijnym nastrojem, który przebija z równie przygaszonego malarstwa portretowego. Modele z obrazów, na które jest najwyższy popyt, rzeczywiście pokazują sporo ze swojego wnętrza, ale trudno uporczywie nazywać ten rodzaj percepcji wybitnie kobiecym, skoro za mistrza gatunku uznaje się Jamesa Whistlera. Najdroższy obraz autora wylicytowano do 2,8 mln USD (11 mln zł), chociaż jest równie mysi co widok Krakowa, a najbardziej znany wisi w muzeum i też nie przedstawia wojaka na koniu, tylko matkę.