Justyna Pawlak
WARSZAWA (Reuters) - Minister Finansów Marek Belka uważa, że projekt budżetu na 2002 rok jest "odporny na kryzys" i wyklucza możliwość rewizji budżetu w tym roku. Belka powiedział jednak, że deficyt w najbliższych latach nie będzie malał.
W budżecie na 2002 rok założono, że deficyt budżetowy nie będzie większy niż 40 miliardów złotych, czyli 5,2 procent Produktu Krajowego Brutto (PKB). Bez podjęcia kroków ratunkowych mógłby wzrosnąć do 90 miliardów złotych, czyli 11 procnent PKB i byłby niemożliwy do sfinansowania.
"Nie spodziewamy się rewizji budżetu w tym roku. Ten budżet jest odporny na kryzys" - powiedział Reuterowi Belka.
W 2001 roku deficyt budżetowy zwiększany był dwukrotnie w sumie do 32,9 miliarda złotych, czyli około 4,5 procent PKB.
Problemy z budżetem wynikają z nieefektywności sektora finansów publicznych, zbyt obszernymi planami wydatkowymi poprzedniego rządu oraz spowolnienia gospodarki w wyniku którego wpływy z podatków były mniejsze niż zaplanowano.
Ministerstwo Finansów szacuje, że tegoroczny wzrost PKB wyniesie około jednego procenta, wobec nieco powyżej jednego procenta oczekiwanego w 2001.
"W marcu będę wiedział więcej o tym, jaki efekt ma stagnacja gospodarki na wpływy z podatków. Będę wówczas pewien, że założyliśmy naprawdę konserwatywny scenariusz" - powiedział Belka.
Dodał jednak, że w ciągu najbliższych dwóch lat nie należy się spodziewać zmniejszenia deficytu budżetowego. Niski deficyt jest natomiast dla Rady Polityki Pieniężnej warunkiem do głębokiego poluzowania polityki pieniężnej.
"Liczę się z tym, że przez najbliższy rok, dwa deficyt budżetowy może oscylować wokół 40 miliardów złotych, ale nie wykluczam, że będzie to około 42 lub 43 miliardy złotych" - powiedział Belka.
INTERWENCJA NA RYNKU WALUTOWYM
Belka powiedział również, że w pełni płynny kurs złotego nie wyklucza interwencji banku centralnego na rynku walutowym.
"Próbowałem i próbowałem zaklinać złotego tak by dolar kosztował 4,25 złotego, ale się nie udało. 'Free float' nie wyklucza okazjonalnych interwencji" - powiedział.
Na początku stycznia Belka powiedział, że kurs dolara na poziomie 4,25 złotego byłby korzystny dla polskich eksporterów. Jednak utrzymane w tym stylu wypowiedzi ministra jak i innych członków rządu nie zdołały wpłynąć na osłabienie polskiej waluty.
Kurs złotego wzrósł na początku stycznia do najwyższego poziomu do dolara od 2,5 roku, czyli 3,9 złotego za amerykańską walutę.
Na rynku pojawiły się wówczas spekulacje, że przedstawiciele rządu mogli podczas specjalnego spotkania przekonać bank centralny do interwencji na rynku walutowym w celu osłabienie złotego. To spowodowało spadek wartości polskiej waluty o osiem procent.
Z wypowiedzi członków Rady Polityki Pieniężnej wynikało jednak, że nie są oni zwolennikami interwencji.
NBP, który jest współodpowiedzialny za politykę kursową uważa, że płynny kurs walutowy nie powinien być ograniczany interwencjami.
Zapytany, czy życzyłby sobie interwencji NBP, Belka powiedział:
"Myślę, że należy dążyć do przeciwdziałania aprecjacji. Jest wiele sposobów. Możemy mówić, interweniować lub obniżać stopy".
((Reuters Serwis Polski, tel +48 22 653 9700, fax +48 22 653 9780, [email protected]))