Jeśliby na planie Warszawy połączyć linią siedziby trzech partii — Prawa i Sprawiedliwości, Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin — to mniej więcej wzdłuż Alej Jerozolimskich utworzyłaby się nieco zagięta oś. Od razu zastrzegam, że jakiekolwiek skojarzenia z pamiętną osią Berlin — Rzym — Tokio odnosi się tylko i wyłącznie do podobieństwa geometrycznego obu linii. Naprawdę jednak trudno go uniknąć, a wywołali to sami sygnatariusze — Jarosław Kaczyński, Andrzej Lepper i Roman Giertych — którzy wczoraj w Sejmie wykonali jakąś dziwaczną zagrywkę proceduralną. Najpierw w obecności wybranych mediów katolickich roboczo parafowali, a dopiero po kilku minutach w Sali Kolumnowej oficjalnie podpisali pakt. Wyszło to wręcz beznadziejnie, a poza tym od razu pojawiły się wątpliwości, czy tam, na boku nie został dodatkowo podpisany jakiś tajny protokół (znów ta historia...).
Najważniejszą częścią paktu jest załącznik z wykazem ustaw, które w najbliższym czasie będą popierać trzy partie dysponujące sejmową większością. To suma inicjatyw wszystkich udziałowców, chociaż pakiet kontrolny oczywiście posiada Prawo i Sprawiedliwość. Diabeł tkwi w ustawowych szczegółach, ale już po pierwszym oszacowaniu kosztów tego rozbudowanego programu automatycznie nasuwa się pytanie — kto i jak te ustawy sfinansuje? Utrzymanie przyobiecanej przez premiera Kazimierza Marcinkiewicza kotwicy deficytu budżetowego na poziomie 30 mld zł przez całą kadencję jawi się utopią. W każdym razie dla uniknięcia pomyłek lepiej chyba nazywać wczorajszy dokument „paktem trzech” (o rany, wciąż ta historia...) niż „paktem stabilizacyjnym” — aby nie mylić z obowiązującym od lat unijnym „paktem stabilizacji i wzrostu” z Maastricht.
Najbardziej optymistycznym akcentem wczorajszej uroczystości(?) w Sejmie pozostaje odsunięcie zagrożenia wcześniejszymi wyborami parlamentarnymi. Rozumiemy, że po złożeniu podpisów przez szefów PiS, Samoobrony i LPR ich kluby przegłosują ustawę budżetową w kształcie, który umożliwi prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu jej bezproblemowe podpisanie — mimo konstytucyjnego spóźnienia.