Strony tytułowe poważnych gazet i tabloidów, komentarze i analizy w radiu i telewizji; na ulicy, w tramwaju, w sklepie, w domach, w snach: Amber Gold, Amber Gold, Amber Gold! Co mówi nam – o nas! – „sprawa Amber Gold”; jakie prawdy, niechciane i wyrzucane ze świadomości, ta „sprawa” – odsłania i stawia w pełnym (?) świetle? Jakie prawdy nam mówi – samą swoją intensywnością i skalą - to zjawisko, z niczym ostatnio nie dające się porównać? Amber Gold – jak bezlitosne lustro, w którym widzimy się przeraźliwie wyraźnie; Amber Gold – jak precyzyjna soczewka, „szkiełko i oko”, w którym ogniskują się najistotniejsze problemy tego czasu…
Ten aspekt „sprawy Amber Gold” wydaje mi się ciekawszy od czysto ekonomicznego czy prawnego jego wymiaru. Te zresztą – ekonomiczne i formalne względy – są, paradoksalnie, najmniej ciekawe, bo prymitywne są i w prostactwie swoim wręcz banalne. Co więcej – w sferze faktów są trudne do uchwycenia i opisania, bowiem fakty zmieniają się tu niemal z godziny na godzinę, i cokolwiek dziś bym napisał, w momencie, gdy będziecie to za parę dni czytać – już będzie nieaktualne. Exemplum? Proszę: 24-go sierpnia gazety piszą o 106 milionach, na które oszukano klientów parabanku; 25-go – o 126 milionach; 28-go – suma wynosi już 131 mln 744 tys… Podobnie jest z medialnym wizerunkiem Marcina P…y: jeszcze w lipcu najpoważniejsze dzienniki, w artykułach z nazwiskiem i zdjęciem na pierwszej stronie, piszą o nim z jakąś dwuznaczną fascynacją – podszytą zazdrością… tak! – jako o „28-letnim milionerze”; już w sierpniu – wyłącznie jako o kryminaliście recydywiście Marcinie P. To zresztą więcej mówi o tychże mediach niż o samym panu P.: on nie zmieniał się jak kameleon z opowiadania Czechowa, to „obiektywne i bezinteresowne” media odmieniały ton – z godziny na godzinę.
Jakie tedy prawdy ujawnia „sprawa Amber Gold”, jakie tematy do rozmyślania – jakby rzekł Poeta – nam daje? Po pierwsze: nasz system bankowy, który dopuszcza swobodne i na masową niemal skalę działanie instytucji podobnych do AG (bo jest ich i działa – nadal! – mnóstwo) – to jest w istocie parasystem parabankowy. I coś z tym trzeba zrobić! Wiadomo – co.
Po drugie: nasze prawo, które dopuszcza, by wielokrotny kryminalista-recydywista (Ilość przestępstw, za które skazywano, zawsze w zawieszeniu!, Marcina P., dziś dobiega setki! Tylko 16 lipca 2009 sąd w Kwidzynie skazał go za ponad 50 oszustw; 31 sierpnia 2009 sąd w Oliwie - za kilkanaście kolejnych… ad infinitum) bezkarnie popełniał następne – identyczne! – przestępstwa, takie prawo, to jest w istocie – paraprawo. I coś z tym trzeba zrobić! Wiadomo – co.
I po trzecie – i to jest najciekawsza, najdelikatniejsza i najwstydliwsza prawda o nas ujawniona przez „sprawę Amber Gold” – coś by trzeba zrobić z nami… Bo – miejmy odwagę postawić sprawę jasno – ofiary Amber Gold to też są w istocie paraofiary! W pisaniu o oszukanych klientach Marcina P. dominuje ton miłosierdzia: jakby to bez wyjątku byli biedni emeryci przemocą pozbawieni przez cynicznego złodzieja oszczędności długiego pracowitego życia (owszem, są i tacy, nieliczni, wśród poszkodowanych). A to nieprawda: są to bowiem ludzie, którzy chcieli się szybko a bezboleśnie wzbogacić i… zaryzykowali (największa, na dziś, ujawniona wpłata, to 3 miliony!, posażny emeryt…). Porównać ich można do graczy, którzy siadają do partii pokera albo do gracza w kasynie: wie, że to hazard (bo minimalna choćby inteligencja pozawala przecież dostrzec w AG, że to hazardowa gra), ale – gra. Nikt go nie zmusza, tak jak nikt nikogo nie zmusza do gry w ruletkę czy pokera: siada do gry, w której ma niewielką, ale rzeczywistą szansę wygranej (w AG, jak w każdej „piramidzie”, tę szansę daje odpowiednio szybkie wycofanie kapitału) – nie jest „ofiarą rabunku”, wiedział, co robi i czym ryzykuje (głupota nie jest tu żadną okolicznością łagodzącą!). I domaganie się teraz od państwa wyrównania szkód poniesionych w hazardowej, dobrowolnej!, grze – to jest właśnie nieuczciwe, cyniczne, cwaniackie.
Dlaczego ludzie siadają do kart, grają w ruletkę, inwestują w Amber Gold czy w inne, jawnie oszukańcze!, przedsięwzięcia? – z chciwości. Tak, chciwość, jeden z siedmiu grzechów głównych. Jesteśmy obrzydliwie chciwi; gdyby nie naturalna nam chciwość, takie imprezy jak Amber Gold nie miałyby najmniejszej szansy. A mają – bo jesteśmy chciwi, grzeszni i głupi. I coś z tym trzeba zrobić!
Ale – co?
Felieton pochodzi z najnowszego Miesięcznika Kapitałowego >>
