Pięć interesujących wniosków z projekcji inflacji

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2025-03-16 20:00

Polska gospodarka ma być rozhuśtana przez duże inwestycje, które najpierw się pojawią, a potem zmniejszą. To jak zmienne i nieprzewidywalne jest otoczenie pokazują też duże rewizje danych inflacyjnych.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Napisałem, że warto przyglądać się Raportowi o inflacji NBP, więc spełniam obowiązek i raportuję, co można interesującego na temat gospodarki z niego się dowiedzieć. Najciekawsze jest to, jak zmienne jest otoczenie i przez to ścieżka gospodarki trudna do uchwycenia. Jeżeli ktoś liczy, że w takich warunkach powinien wstrzymać się z decyzjami biznesowymi lub politycznymi, i poczekać na ustabilizowanie warunków ekonomicznych, to ostrzegam, że lepiej do takiej nieprzewidywalności się przyzwyczaić. Czekanie na rozwianie niepewności jest jak wędrówka w celu poznania, co kryje się za horyzontem. Ale przejdźmy do samej projekcji.

1. Rozhuśtane PKB

W tym roku wzrost gospodarczy Polski ma według NBP zbliżyć się do 4 proc., ale już na koniec przyszłego roku obniży się tylko do 2 proc. Wszystko przez duże wahania w napływie funduszy europejskich. W tym roku wydatki z nich finansowanie mają zwiększyć się o ok. 50 proc., w przyszłym o kolejne 25 proc., ale w połowie przyszłego roku nastąpi zwrot i już w 2027 r. te wydatki spadną o jedną czwartą. Dlatego inwestycje będą w tym roku rosły szybko, ale od drugiej połowy przyszłego roku mają szybko hamować. Cały ten scenariusz zakłada stabilne stopy procentowe, ale to nie jest czynnik determinujący te wahania. Winowajcą są zmienne napływy funduszy z UE i prawdę mówiąc wygląda na to, że sam bank centralny ma kłopot ze zrozumieniem, jak one będą się kształtowały.

2. KPO pod nóż

Bank centralny zakłada, że od 2027 r. nie będziemy już mieli dostępu do funduszy w ramach Krajowego Planu Odbudowy, ponieważ zgodnie z prawem UE można je będzie wydawać tylko do końca 2026 r. I dlatego w projekcji pojawia się takie hamowanie gospodarki na przełomie 2026 i 2027 r.

Ale czy jest to realistyczny scenariusz? Do tej pory Komisja Europejska była bardzo niechętna, by wydłużać terminy związane z programem odbudowy po pandemii. Ale pamiętajmy, że warunki szybko się zmieniają. Polski rząd planuje przesunąć część wydatków na cele militarne, co de facto może oznaczać też rozbudowę różnego rodzaju infrastruktury. Czy w warunkach panicznego zwrotu UE w kierunku uzbrojenia Komisja będzie mogła uciąć Polsce dostęp do tych funduszy? Wątpliwe. Dlatego wydaje mi się, że cały cykl będzie bardziej płaski: tych wydatków będzie nieco mniej w tym roku i nieco więcej w kolejnych latach.

Jest jeszcze ciekawy element w prognozach dotyczących napływu funduszy UE. Te prognozy się bardzo zmieniają, co pokazuje, że nie do końca można oszacować, ile pieniędzy jest do wydania i jaka będzie trajektoria tych wydatków. Na przykład, teraz NBP zakłada, że w latach 2024-2025 wydatki finansowane z UE wyniosą w Polsce ok. 155 mld zł, a jeszcze w listopadzie zakładał, że będzie to ok. 185 mld zł – różnica sięga aż 30 mld zł. Ta zmienność jest o tyle istotna, że wiele branż wisi na projektach infrastrukturalnych, traktuje je jako bazę swoich modeli biznesowych i planów rozwojowych. Nie to, żeby nieprzewidywalność była dla biznesu czymś nowy, ale może za dużo w polskich inwestycjach zostało uzależnione od pieniędzy europejskich.

3. Potencjał wzrostu będzie malał

Odłóżmy dywagację o zmienności cyklu na bok. Ogólnie dynamizm polskiej gospodarki będzie malał i zapobiec temu zjawisku będzie trudno. Szacunki NBP pokazują, że potencjał wzrostu gospodarczego Polski obecnie wynosi ok. 3 proc. rocznie, a w ciągu dwóch lat zacznie się stopniowo obniżać poniżej tego poziomu. Polaków będzie ubywało, a w takich warunkach trudno powiększać gospodarkę w takim tempie, jak w ostatnich 20 latach.

Ale spójrzmy na to z bardziej optymistycznej perspektywy. Te 3 proc. to mniej niżbyśmy chcieli, ale i tak nieźle. Jest to tempo, które pozwoli utrzymać się Polsce na ścieżce redukującej lukę w dochodach dzielącą nas do Zachodu Europy.

4. Inflacja to wielka zagwozdka

Wzrost cen jest generalnie trudno prognozować, ale teraz niepewność jest naprawdę wyjątkowa. Tego samego dnia, kiedy NBP opublikował Raport o inflacji, GUS opublikował dane, które właściwie negują centralną ścieżkę inflacji z dokumentu banku centralnego.

Według NBP inflacja miała wynieść 5,4 proc. w pierwszym kwartale obecnego roku i stopniowo obniżać się do 4 proc. za rok i niecałych 3 proc. za dwa lata. Ale GUS zrewidował dane o inflacji za styczeń z 5,3 do 4,9 proc. i zmienił w ten sposób punkt startowy. Inflacja się zmieniła, ponieważ następują duże zmiany w strukturze wydatków konsumentów – ludzie przesuwają się tańsze produkty – i przez to uśredniona dynamika cen jest niższa. Jest to absolutnie naturalne zjawisko, ale skala rewizji zaskoczyła na pewno bank centralny.

Pytanie, czy to zwiększy apetyt na redukcję stóp procentowych? Czekają nas ciekawe dyskusje na ten temat, niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej – jak np. Ludwik Kotecki – zapowiadają, że wkrótce rozpocznie się debata nad luzowaniem polityki pieniężnej. Prezes NBP jest jednak takim ruchom zdecydowanie przeciwny.

5. Podwyższone oszczędności

Wysokie stopy procentowe sprawiają, że Polacy oszczędzają więcej niż zwykle i to w tym roku nie zmieni się istotnie według ekonomistów NBP. Dlatego konsumpcja będzie rosła w umiarkowanym tempie, niższym niż średnia historyczna (wynosząca ok. 4 proc. rocznie). W zeszłym roku zwiększyła się ona o 3,1 proc., a w tym ma wzrosnąć o 3,2 proc. Trochę lepiej, ale szału nie ma.