Próchnik jest o krok od utraty płynności finansowej. Do końca kwietnia spółka będzie się starać o pomoc skarbu państwa.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych rozpoczął częściową egzekucję długów Próchnika. Firma nie płaciła składek od dwóch lat. W ubiegłym roku przychody odzieżowej spółki spadły z 9,1 mln zł do 6,3 mln zł przy 1,5 mln zł straty netto.
— Mamy problemy z realizacją postępowania układowego i płatnością bieżących zobowiązań — mówi Jacek Pudło, który od początku kwietnia jest szefem Próchnika.
To zaskoczenie, bo ustępując z fotela prezes Katarzyna Suszanowicz mówiła, że Próchnik wychodzi na prostą, a jedyne, czego potrzeba do poprawy wyników, to dokapitalizowanie. Fatalne informacje przekazane przez nowego prezesa nie przestraszyły giełdowych graczy. Akcje Próchnika spadły zaledwie o nieco ponad 1 proc. i kosztowały około 2,15 zł.
— Każdy zarząd ma prawo do oceny spółki, a akcjonariusze do interpretacji tej oceny. Jeśli chodzi o dokapitalizowanie, to jest ono absolutnie niezbędne dla dalszego funkcjonowania. Problem w tym, że ewentualna emisja akcji to kwestia pół roku, a Próchnik potrzebuje wsparcia natychmiast — ocenia Jacek Pudło.
Pomoc może nadejść od skarbu państwa. Do końca kwietnia spółka czeka na odpowiedź w sprawie uzyskania pieniędzy na restrukturyzację.
— Po pierwszym maja taka pomoc nie będzie już możliwa, więc ta kwestia szybo się wyjaśni — dodaje szef Próchnika.
Spółce nie pomaga także sytuacja właścicielska. Po sprzedaży akcji przez jednego z prywatnych inwestorów i narodowe fundusze inwestycyjne z grupy PZU spółka nie ma ani jednego akcjonariusza, który miałby więcej niż 5 proc. kapitału. To ewenement na warszawskiej giełdzie.
Podpis: Marcin Goralewski