Restauracja Alexander nie jest akurat zlokalizowana na Rynku Starego Miasta w Poznaniu. Ale w pobliżu. Kiedy pierwszy raz odwiedziłem ją bez krawata, czułem się wyraźnie nieswojo. Z szacunku dla wnętrza trzeba tam wyglądać nieco wytworniej. Dania też jakoś wtedy lepiej smakują. Gdy w menu zobaczyłem jajko Benedykt (jeszcze przed konklawe), od razu zamówiłem. Do dziś pamiętam podane na toście z szynką parmeńską i szparagami. Oczywiście w koszulce, z sosem holenderskim (26 zł). Pyszne.
Niedawno ponownie wpadłem na Ogrodową. Z przyjemnością zauważyłem, że Benedykt z karty nie wypadł. Tym razem skusiłem się na coś z mięs. Polędwicę wołową Limousin (?). Wyjaśniono, że bynajmniej nie ma to nic wspólnego z upodobaniami motoryzacyjnymi właściciela. Ot, świetny gatunek polędwicy. Podano ją w sosie z czerwonego i zielonego pieprzu z powiewem brandy (64 zł). Znakomita. Zamówiliśmy do niej hiszpańskie Condado de Haza, Crianza (2004) z Ribera del Duero. Nie było wątpliwości, że się polubili. Chociaż miało się wrażenie, że Hiszpan rozglądał się za mniej wypieczonymi koleżankami. W Poznaniu mówi się na nie krwiste.
Polędwica wołowa Limousin
plus Condado de Haza, Crianza (2004) z Ribera del Duero
Restauracja Alexander
Poznań, ul. Ogrodowa 10